Biblioteka Lewicy

Zasadnicza myśl polityczna Komuny Paryskiej. ( Cz. 2 )

.

Stanisław Mendelson

.

 

Bezwarunkowo Komuna dała przykład „rządów robotniczych” nie tylko tym, że wysunęła naprzód personel robotniczy, któremu oddaliśmy hołd w naszej pracy, ale, co ważniejsze, energiczną obronę interesów pracy. Pozwolimy sobie atoli nadmienić, że demokracja mieszczańska w odezwach Związku Narodowego Izb Syndykalnych daleko jaśniej i dobitniej określiła zadania autonomii i zarysowała jej pole działalności. I nie dziw: różni przedsiębiorcy i przemysłowcy, wchodzący w skład tego związku, znali dokładniej tajemnice dzisiejszej gospodarki, tajemnice, które ludność robotnicza poznaje dopiero dzięki organizacjom fachowym i spółdzielczym, a te w 1871 roku nie miały jeszcze dostatecznego rozwoju ani też historii bogatej doświadczeniem. Gdyby Proudhon żył w czasie Komuny, dałby on z pewnością pierwszeństwo określeniom Związku Narodowego, tak samo jak Blanqui postawiłby przede wszystkim potrzebę rozwiązania Zgromadzenia Narodowego, żądanie które mieszczański „Alians republikański departamentów” i Liga postawiły. Nie ulega wątpliwości, że federacja gmin wyzwolonych zmieniłaby z gruntu stosunek jednostki i grup społecznych do państwa, zamieniłaby z czasem istniejące dziś państwo w „kategorię historyczną”, ale w 1871 roku Komuna, walcząc o uzyskanie samowładztwa terytorialnego od istniejącego państwa, tylko na bezdroża wejść musiała, gdy uważała się niezawisłą od rządu centralnego w Wersalu. Póki szło o walkę Paryża „samodzielnego”, Paryż musiał pozostać izolowanym i Paryż musiał zostać pobitym – tylko jako chorąży ogólnokrajowej rewolucji Paryż mógł zwyciężyć.

Przechodzimy teraz do „dyktatury proletariatu”, którą Komuna, według Marksa, miała reprezentować. Nie będziemy powtarzali tu krytyki, której już dokonaliśmy. Była to dyktatura bez wielkiej odwagi i bez dostatecznej inicjatywy twórczej. Główną przyczynę nieprodukcyjności Komuny widzimy w tym, że forma polityczna Komuny była nieudolną. Wiemy, że forma ta miała cztery fazy, albo raczej tylko trzy, gdyż czwarta polegała tylko na zmianie personelu w KZP. Marks wskazuje z dumą na to, że Komuna nie utworzyła jednego z tych „zgromadzeń gadających”, które są cechą i klęską wszystkich rządów parlamentarnych. „Zgromadzenia gadatliwe”! Jest to słowo nie tylko zapożyczone, ale i przesadne. Zgromadzenia gadające są złe dopiero wtedy, gdy słowom czyny nie odpowiadają. Otóż Komuna nieraz grzeszyła tą wadą; jej słowom czyny rzadko odpowiadały. Istotnie Komuna była na tyle „dyktaturą”, że nie tylko nie powołała do życia swobodnego wyrazu opinii publicznej w komitetach obywatelskich i klubach, ale nawet municypalitetów okręgowych nie zorganizowała – była na tyle „dyktaturą”, że sama schowała się pod skrzydła KZP. Doszło wreszcie do tego, że Komuna rozbiła się na większość i mniejszość, z których żadna nie umiała określić swego stanowiska [2]. „Gadano” bardzo dużo w Komunie, ale rzadko wiedziano, na kim spoczywa odpowiedzialność za wykonanie tego, o czym gadano. Wskutek swej wadliwej organizacji Komuna nie była ani ciałem prawodawczym, ani organem wykonawczym, ani nawet umiała być kontrolą nad podwładnymi jej organami zarządu miejskiego. Właśnie nieszczęściem Komuny było to, że nie mając sama nowej formy politycznej w zapasie, na zgubę swoją zbytnio oddaliła się od urobionych przez demokrację mieszczańską form samowładztwa ludowego. Zwolennicy niemieckiego socjalizmu naukowego, gdy krytykują frazesy anarchistów o „zgromadzeniach gadających”, powinni pamiętać cytowane wyżej słowa Marksa, by zrozumieć, dokąd doprowadzić może paradoksalna negacja historycznie umotywowanych politycznych pojęć demokratycznych.

Jeżeli Komuna była „dyktaturą proletariatu”, to trzeba przyznać, że Marks i Engels zmienili swe poglądy na dyktaturę proletariatu. Dawniej formuła ta miała raczej charakter akcji rewolucyjnej, dążącej do wyzyskania ruchu rewolucyjnego na rzecz mas ludowych. Pod wpływem Komuny Marks i Engels modyfikują zasadniczo zadanie i granice owej dyktatury. Powiedzieliśmy pod wpływem Komuny: powiedzmy raczej w czasie Komuny, gdyż na określenie dyktatury proletariatu w nowej formie wpłynęły także wypadki polityczne, które stworzyły jedność niemiecką.

Ta jedność, którą Napoleon zresztą popierał w 1866 r. i którą on przyspieszył swymi porażkami, była według Marksa zjawiskiem rewolucyjnym, była zrealizowaniem spuścizny rewolucyjnej z 1848 roku. Toteż gdy nastąpiły wypadki 18 marca 1871 roku, poprzedzone przez demonstracje, noszące charakter protestu przeciw niedołężnemu rządowi obrony narodowej, demonstracje, które powołały do życia KC gwardii narodowej, „Volksstaat”, organ niemieckiej demokracji socjalnej, widzi w wybuchu ludności Montmartre’u li tylko intrygę bonapartystowską, intrygę zbrodniczą, skierowaną przeciw republice. Po upadku Komuny proudhoniści wypominali zawsze list Marksa, pisany podobno do Seraillera, sekretarza paryskiej federacji Międzynarodówki, by członkowie sekcji nie brali udziału w Komunie [3]. Komuna przedstawiała się z początku jako protest patriotyczny przeciw Zgromadzeniu Narodowemu i Rządowi obrony narodowej. Nie ulega też wątpliwości, że była ona takim protestem, ale z charakteru protestu tego nie wynikało wcale, by opozycja rewolucyjna chciała wznowienia walki z Niemcami lub też traciła swój charakter stronnictwa demokratycznego i społecznego. Stronnictwo wojny w czasie wielkiej rewolucji francuskiej, stronnictwo patriotyczne w lepszym tego słowa znaczeniu, było jednocześnie stronnictwem ludowym. W dzień 18 marca masy robotnicze mogły wskazywać na sprzeczność, jaka się przejawiła między rzeczywistością, życiem realnym, a uroszczeniami politycznymi pewnych warstw, które w imię karności narodowej żądały dla siebie przywództwa i doprowadziły kraj do upokarzającego traktatu pokojowego. Dnia 18 marca wystąpił zatem protest patriotyczny w połączeniu ze świadomością o tym, iż dawnej, klasowej hegemonii mieszczańskiej trzeba przeciwstawić „uzdolnienie” polityczne mas pracujących. Samorząd lokalny, jak to wykazaliśmy, zjawił się wskutek warunków historycznych najodpowiedniejszym terenem do przejawienia tych „zdolności” ludu i zarazem najlepszym polem, na którym mogłoby się rozłożyć obozowisko demokratyczne w walce z reakcją wersalską.

Demokracja paryska, od stu lat czynna na scenie dziejowej, mając republikę, mogła łatwo przeboleć nieszczęsne wypadki z 1870 r. Pełna otuchy i wiary chwyciła się ona myśli republikańskiej, którą zabezpieczyć i udoskonalić chciała. Twórcy niemieckiego socjalizmu naukowego nie zdają sobie z początku sprawy z tej żywotności idei republikańskiej i podejrzewają w Komunie nową przeszkodę dla zjednoczenia Niemiec. Gdy żądania demokracji paryskiej zarysowują się lepiej, gdy Marks jest zaspokojony co do „wykonania testamentu z 1848 roku”, znika już dlań potrzeba formułowania „dyktatury proletariatu” w tej formie, w jakiej ją Marks przejął – z modyfikacjami rozumie się – od ruchów rewolucyjnych we Francji podczas periodu 1830-48 roku. Niemcy zostały zjednoczone; hasło centralizmu rewolucyjnego „jednych i niepodzielnych Niemiec” – przestało mieć urok dla Marksa i Engelsa [4]. „Republika demokratyczna” wskutek politycznej nieudolności Niemiec była dla nich rzeczą obojętną, więc „dyktatura proletariatu” zostaje rozcieńczoną przez klasowość aż do stopnia podrzędnych nawet (tj. nie zasadniczych) reform ekonomicznych na rzecz pracy, które ochrzczone są nazwą „Komunizmu możliwego”.

Ale ten „komunizm możliwy” nie jest niczym nowym. Zarówno prawodawstwo pracy, jak i dekret o warsztatach nie przedstawiają nowej myśli polityczno-społecznej; również udział robotników w rządzie nie jest zjawiskiem, którego dzieje Francji nie znały przedtem. Musimy zatem szukać gdzie indziej cech charakterystycznych ruchu komunalistycznego 1871 roku.

Na pierwszym planie stoi myśl polityczna, myśl decentralizacji politycznej jako gwarancja dla prawdziwych i skutecznych swobód politycznych i jako ułatwienie porodów reformy społecznej. Bez samorządu miejscowego „prawdziwa republika” nie może istnieć w złożonym współczesnym organizmie politycznym. Zagadnienia zaś społeczne zjawiają się w całej swej sile w miastach, w wielkich ogniskach spólnoty dzisiejszej – zjawiają się nadto w tak różnorodnych formach i z takim bogactwem szczegółów, że sprostać tym zagadnieniom może tylko samorząd miejscowy. Widzimy zresztą, jak od 1871 roku wszędzie rozwija się tak zwany socjalizm municypalny. Komuna ma tę wyższość nad dziś istniejącymi tendencjami reformy społecznej w miastach, że opierała się na podstawowej myśli politycznej, że żądała samowładztwa terytorialnego, a nie tylko okolicznościowego mandatu administracyjnego, które na przykład miały i otrzymują w Anglii oddzielne rady lub zarządy w jednej gałęzi administracyjnej.

Ruch komunalistyczny z 1871 roku nie był wcale walką klasową w wąskim tego słowa pojmowaniu; ruch ten miał na celu ugruntowanie republiki na silnych podstawach, ruch ten miał na celu wytworzenie „prawdziwej respubliki”. Nie tylko mieszczańska demokracja paryska pojmowała w ten sposób znaczenie ruchu z dnia 18 marca, ale cała niemal prowincja, cała niemal Francja odezwała się z sympatią dla paryskiej gwardii narodowej. Jeżeli ta sympatia pozostała platoniczną, jeżeli ona nie potrafiła ocalić stolicy od porażki i od krwawego tygodnia majowego, to z drugiej strony mamy do zaznaczenia fakt takiej olbrzymiej doniosłości, jak ten, że widmo czerwone przestało być narzędziem terroryzmu moralnego w rękach reakcji. Prowincja nie daje ochotników, prowincja czyni nawet zastrzeżenia pewne, prowincja wreszcie wybiera republikańskie rady gminne w dzień 30 kwietnia, a wreszcie prowincja w lipcu 1871 roku daje nowe ostrzeżenie zwycięzcom z Wersalu. Fakty te są nowym, dotychczas niesłychanym zjawiskiem w dziejach Francji z XIX wieku. Jeżeli weźmiemy pod uwagę wycieńczenie z powodu wojny, upadek ducha moralnego, idący w parze z upadkiem siły narodowo-państwowej, to znaczenie tych faktów w tym jaskrawszym wystąpi świetle.

Błędnymi i nieudolnymi były formuły Komuny, nieśmiałymi i nieumiejętnymi były jej czyny zarówno militarne, jak i administracyjne, zarówno w słowach, jak i w akcji. Błędem przede wszystkim było to, iż Komuna ani swej myśli politycznej sformułować nie mogła, ani też swego stosunku do Zgromadzenia Narodowego określić nie umiała, i to zarówno wtedy, gdy prowadziła układy, jak i wtedy, gdy prowadziła wojnę domową. Komuna przybrała rolę stolicy w rokoszu zamiast tego, by ogłosić Zgromadzenie Narodowe gwałcicielem opinii krajowej. Ale te błędy mniej być może zaważyły na szali niż rozłam w stronnictwie republikańskim. Paryż został opuszczony przez demokrację parlamentarną; a prowincja, która z Paryżem współczuła, na próżno wyczekiwała hasła od swych wodzów republikańskich w Wersalu. Ten rozłam w świadomości republikańskiej, ten kryzys umysłowy w obozie swobody, odbił się zresztą i na samej Komunie; to on jej główną słabość polityczną zrodził.

Tym niemniej wpływ Komuny zgniecionej i zatopionej we krwi był tak wielkim, iż reakcja została ubezwładnioną. Po represji, jakiej dzieje ucisku niewiele dają przykładów, duch republikański stawia opór we Francji. Nie tylko republika się utrzymuje, ale i urządzenia jej rozwijają się w duchu swobody. Paryż złowrogo przyjmuje zwycięzców, a prowincja policzkuje ich kartkami wyborczymi. W kilka lat po tej represji ruch robotniczy się odradza i amnestia konstatuje bezsilność reakcji. A i ruch decentralizacyjny uczynił pewien postęp. Republikanie-centraliści wynieśli z Komuny to przeświadczenie, iż dla wzmocnienia republiki należy przyciągnąć ludność wiejską do życia politycznego za pomocą samorządu miejscowego.

Postęp to ograniczony. Do dziś dnia komunalizm nie zdobył sobie należytego miejsca w życiu społecznym Francji. Walka parlamentarna zaabsorbowała stronnictwa skrajne, a oddzielne usiłowania stronnictwa robotniczego w kierunku socjalizmu municypalnego, pomimo pożytku wielkiego, jaki przynoszą sprawie reformy społecznej w wielkich ogniskach przemysłowych, nie przyczyniają się atoli do rozwoju myśli politycznej o konieczności decentralizacji. System prefektów i podprefektów, system napoleoński, został nietkniętym, a terroryzm biurokratyczny ciężką nieraz dłonią spada nie tylko na swobodę administracji miejscowej, ale i na świadomość, a i na moralność polityczną kraju.

Dosyć wszakże będzie, by dzisiejsze eksperymenty socjalizmu municypalnego nawiązały nić historyczną, łączącą je z Komuną 1871 roku, a myśl polityczna komunalizmu wyjaśniona i uzupełniona stanie się regulatorem życia politycznego Francji.

Vae victis – można po części zastosować i do wojowników Komuny. Błędy przez nich popełnione zostały przesadzone i fałszywie pojmowane we Francji. Epigoni Komuny zarzucali pokoleniu, które zginęło lub cierpiało w Nowej Kaledonii, nie to, że myślą uniesieni za daleko zostali sparaliżowani w czynie, ale to, że myśli socjalistycznej nie posiadali, że dyktatury proletariatu nie zrozumieli. I charakterystycznym zaiste objawem jest ten fakt, że zarówno socjaliści rewolucjoniści we Francji, tak zwani marksiści, trzymający się formuły Marksa o dyktaturze proletariatu przed wypadkami z 1871 roku, jak i tak zwani socjaliści parlamentarni, którzy wierzą w ewolucję socjalną, nie widzą w Komunie paryskiej jej najpłodniejszej i najpotężniejszej myśli, bez urzeczywistnienia której republika francuska musi przechodzić przez te ciągłe wstrząśnienia wewnętrzne, jakie od czasu do czasu mają miejsce, czy to w pogoni za „koncentracją” grup, która zabija inicjatywę polityczną i opóźnia reformy, czy też w pogoni za jakobinizmem współczesnym, który niszczy pojęcie odpowiedzialności rządowej i swobody obywatelskiej. Nawet dawniejsza grupa „possybilistów”, która w radzie miejskiej Paryża odznaczała się pracą pożyteczną, nie umiała utrzymać się przy programie autonomii gminnej, który przez czas jakiś stale wysuwała na plan pierwszy. A wyrażenie nasze: „autonomia gminna” jest niedokładnym, gdyż szło tylko o autonomię paryską: powtórzenie błędu, popełnionego przez Komunę, która zasklepiła się w haśle wyzwolenia Paryża. Ta okoliczność prawdopodobnie w połączeniu z gorączką życia parlamentarnego, która się udziela posłom ze wszystkich stronnictw, spowodowała chwilowe osłabienie ruchu komunalistycznego.

Stanowczy wszakże wpływ miała Komuna na najwybitniejszych przedstawicieli socjalizmu współczesnego: na Marksa i Engelsa. Wskazaliśmy już na zmodyfikowanie pojęcia w dyktaturze proletariatu, które widzimy w pismach tych pisarzy po 1871 roku. Jak przedtem Blanqui [5] wpływał na nich, podsuwając im formułę dyktatury rewolucyjnej w interesach proletariatu, tak i od 1871 roku spotykamy wpływ Proudhona, gdy idzie o zwalczanie państwa współczesnego i o podkreślenie politycznego uzdolnienia klasy pracującej. Zaznaczając ten wpływ, nie mamy zamiaru podnosić kwestii hierarchii w formułowaniu poglądów; wpływ zaznaczony wyżej był naturalnym i koniecznym, gdyż wynikał z większej dojrzałości politycznej Francji. Wpływ ten powoli przedostawał się do mas robotniczych, z początku zachęcając je niejako do organizacji klasowej, z czasem zaś wysuwając naprzód zmiany, jakie Komuna wywołała w poglądach politycznych mistrzów socjalizmu. W samej rzeczy widzimy, że pomimo reakcji, która zapanowała po Komunie, ruch robotniczy wzmaga się w całej Europie, wzmaga się z zapałem rewolucyjnym, z nadzieją odwetu rychłego, z wzrokiem utkwionym w rząd robotniczy, który przez dwa miesiące borykał się z reakcją wersalską, z wzrokiem utkwionym w Paryż, który zwyciężony pociągał za sobą całą Francję pod sztandar republikański.

Wreszcie trzeba zaznaczyć, że proletariat europejski znalazł w każdym kraju pewną analogię z tym położeniem, jakie Paryż demokratyczny skonstatował po wojnie franko-pruskiej. We Francji ludność robotnicza zaznaczyła, jak to już raz sformułowaliśmy, sprzeczność między rzeczywistością a uroszczeniami mieszczaństwa do wyłącznego kierownictwa sprawami kraju. Polityczna tego mieszczaństwa nieudolność wykazała potrzebę czynnego i świadomego wystąpienia mas pracujących. Niemniej i w innych krajach europejskich, gdzie liberalizm, podbity przez Bismarcka, dał się uwieść cynizmowi przemocy i brutalnej pysze nacjonalistycznej, masy pracujące mogły skonstatować sprzeczność między rzeczywistością a urojonymi uroszczeniami liberalizmu mieszczańskiego. W klasie zatem robotniczej zjawia się ów zwrot ku dawnym ideałom demokratycznym, rozszerzonym przez nowe formy rozwoju społecznego i przez nowe potrzeby, wynikłe z bardziej złożonej maszynerii społeczeństwa kapitalistycznego. Zjawia się przebudzenie mas ludowych, które zachęcone się czują rozlegającym się na zgliszczach Paryża odgłosem trąbki wojennej.

Są to, rozumie się, wpływy pośrednie, ale większość niemal faktów dziejowych oddziałuje pośrednio. Dodajmy, że wpływ Komuny jeszcze nie jest zakończonym. Wielkie zagadnienie decentralizacji politycznej, postawione przez Komunę, jest zadaniem najbliższej przyszłości. Społeczeństwa, dążące do swobody, nie mogą dziś zadowolić się ani urządzeniami reprezentacyjnymi, ani nawet formą republikańską. Życie społeczne stało się tak złożonym, iż parlamentaryzm dawniejszy nie wystarcza. Niedomagania parlamentaryzmu, dziś wyzyskiwane bądź przez reakcję, bądź przez bezcelową demagogię, wynikają właśnie z tego, że system reprezentacyjny, który dawniej mógł być gwarancją dla swobody i dla rzetelnego kierownictwa sprawami kraju, przestał nim być wobec tylu zmian, które wstrząsnęły organizmem społecznym. System reprezentacyjny nie daje dziś ani kontroli nad administracją, ani też swobody jednostce wobec wzrastającej potęgi państwowej. Decentralizacja staje się zatem koniecznością; powołanie obywateli do zarządu krajowego jest jedynym punktem wyjścia, by uniknąć najazdu biurokracyjnego. Samorząd wszak, by być skutecznym, by gwarantować swobodę, musi być niezależnym. Jakim więc będzie stosunek tego samorządu miejscowego do centralnego ciała zarządu? Beslay z Komuny, starzec, który pamiętał jeszcze czasy restauracji, miał łatwą odpowiedź: Komuna zajmie się spławami gminnymi, departament departamentalnymi, prowincja – prowincjonalnymi itd. Odpowiedź taka wywołuje u nas dziś uśmiech ironiczny; odpowiedź ta wskazuje tylko na nowe trudności, nowe komplikacje, które czekają nas przy rozwiązaniu kwestii decentralizacji. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości, że tylko demokracja może dać rozwiązanie tego ciężkiego i zawikłanego zadania, demokracja nie w znaczeniu dyktatury powołanych lub wybranych przedstawicieli ludowych, ale demokracja pojęta jako świadomy samorząd polityczny i administracyjny.

Komuna 1871 nie rozwiązała kwestii, ale wskazała na nią pomimo wszystkich błędów popełnionych.

Komuna wykazała jeszcze inne zjawisko społeczne. Nie mamy wielkiego zaufania do słowa „rządów robotniczych” i staraliśmy się uzasadnić nasz brak zaufania do wyrażenia, które zdaniem naszym, niczego nie określa. Nie ulega wszakże wątpliwości, że w wielkim przesileniu krajowym, jakie Francja przebywała w 1871, gdy sumienie klas rządzących zasnęło w odrętwieniu bezczynności i nieudolności, gdy „powołani” przedstawiciele kraju lekceważyli swe obowiązki lub sztukę rządzenia upatrywali w bezsumiennym oszukiwaniu rządzonych – gdy wreszcie ludność włościańska, której rewolucja dała ziemię, zdawała się zapominać o klęskach krajowych, łaknąc tylko spokoju i powrotu do „życia codziennego”, rozległ się w wielkich miastach krzyk boleści. Były to masy robotnicze, które wysunęły się naprzód, niosąc krajowi w ofierze swe życie; z wiarą w siłę i żywotność narodu gotowe one były przyjąć wszelkie kierownictwo, które by potrafiło poprowadzić je do walki i wyzwolić kraj od najazdu. Klasy rządzące nie umiały pokierować przebudzonym sumieniem obywatelskim mas ludowych i na szczęście dla Francji lud paryski, by choć ocalić republikę i w imieniu moralności politycznej, oparł się polityce zasadzek i stanął sam u steru.

Wiemy, jak się wywiązał ze swego zadania. Zwyciężony pozostał on siłą polityczną, której żadne wypadki późniejsze już z nóg zwalić nie mogły. W tej walce między przeszłością, reprezentowaną przez Zgromadzenie Narodowe, która nie chciała żadnych zmian, a przyszłością, która wymagała zmian radykalnych, pierwsza otrzymała wprawdzie chwilowe zwycięstwo, ale zwycięstwo ograniczone, gdyż pomimo potoków krwi nie mogła zgnieść siły społeczno-politycznej, która się z mas pracujących wyłoniła. Walka więc zakończoną nie została. Jedno jest pewne, że przeszłość już nie wróci. Pozostaje poznać bliżej przyszłość, której tylko kontury niewyraźne nakreślone zostały.

Komuna nie tylko uformowała z mas pracujących siłę polityczną niezwyciężoną, ale nadto przyczyniła się do wskazania tej drogi, po której rozwój polityczny społeczeństw pójść musi. To są jej dwie zasadnicze przysługi, jakie oddała rozwojowi myśli politycznej zarówno Francji, jak i świata całego.

Rozdział z książki Stanisława Mendelsona „Historia ruchu komunistycznego we Francji w roku 1871, Lwów 1903, Tekst za portalem Lewicowo.pl

.

Zasadnicza myśl polityczna Komuny Paryskiej. ( cz. 1 )

Komuna Paryska ( cz. 1 )

Inne z sekcji 

Bohater getta – kawaler Virtuti Militari

. Lucjan Blit . „Wódz Naczelny nadał 18 lutego 1944 roku pośmiertnie srebrny Krzyż Virtuti Militari inż. Michałowi Klepfiszowi z Warszawy”. Ten krzyż nie zawiśnie na jego grobie. Grób ten pozostanie nieznany, jak prawie wszystkie groby żołnierzy wielkiej Armii Podziemnej w Kraju. Dziwnie, jak sława szła za młodym Michałem. A on sam był zaprzeczeniem wszelkiej za nią pogoni. […]

Biblioteka Lewicy: Uwagi o komunizmie

. „Przedświt” marzec 1919 Mieczysław Niedziałkowski .   Maurycy Barres powiedział, że socjaliści należą do ludzi bardzo konserwatywnych pod względem duchowym. W aforyzmie tym jest dużo prawdy, jeżeli idzie o kraje Europy Wschodniej. Rosyjska socjalna demokracja nie zdobyła się przez lat dwadzieścia swego istnienia na żadną myśl samodzielną, na żadną inicjatywę twórczą. Plechanow, Akselrod, Martow […]