Artykuły

Podziemna Warszawa

.

Strebroni

„Naokoło Świata” nr 67, listopad 1929

 

Głucha i ciemna noc.

Warszawa śpi…

Śpi Stare Miasto, spowite woalem lepkiej i gęstej mgły. Śpią, w mroku i ciszy pogrążone, długie, wąskie uliczki. Smętnie i ponuro migoczą półprzyćmione latarnie. W ich świetle drżącem i niepewnem niesamowicie i dziwnie tajemniczo błyszczą oślizgłe, mokre chodniki. Cisza…

Na wieży zamkowej zegar powoli wybija godzinę dwunastą.

Poprzez ciszę nocną i mgłę płyną długie, jednostajne dźwięki i giną w mroku…

Z ciasnych i ciemnych otworów Wąskiego Dunaju, z półprzymkniętych bram Rycerskiej i Bugaju, z „melin” Powiśla, z suteren i poddaszy wypełzają cienie.

Suną cicho i bezszelestnie.

Przemykają pod ścianami, cisną się do wnęk wilgotnych, lgną do ścian i parkanów. Unikają światła i cudzego wzroku. Ludzie czy duchy?

To Warszawa podziemna wychodzi na żer. Rycerze nocy i kawalerowie księżyca wychodzą na łów. Już słychać ciche, skradające się kroki. Słychać cichy, przytłumiony szept. Słychać szamotanie…

Wtem nagły, oślepiający błysk i zgrzyt sprężynowego noża. Krótki, przedśmiertny krzyk rozdziera ciszę uśpionego miasta i ginie wśród nocy i mgły

W tym samym czasie, w centrum Wielkiej Warszawy, na ulicę Marszałkowską, Aleje Jerozolimskie, Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście zajeżdżają ruchome bary i przenośne restauracje.

Dymią kotły parówek i bigosów. Brzęczą i dzwonią kieliszki. Przed bufetami „na kółkach” tłoczy się nocna Warszawa. Warszawa podziemna. Rej wiodą ćmy nocne i „anioły ulicy”. Cisną się do kieliszka, albo zgoła do szklanki alfonsi. Piją tutaj i bawią się: farmazoni, szulerzy, kieszonkowcy, szpryngowcy , makarele, nadawcy, paserzy, lipkarze , potokarze, szopenfeldziarze, meliniarze i wszystkie inne, tak liczne i różnorodne, rzemiosła podziemnej Warszawy.

Piją, bawią się, śpiewają. opary alkoholu na mózgi uderzą a właściciele zamroczonych mózgów za noże pochwycą. Leje się wówczas krew i rozlega trąbka Pogotowia.

Czasem tę nocną ucztę zamąci nagła śmierć kompaniona, padłego od noża, czasem zakłóci policyjna świstawka.

Zdarza się jednak, że przerwie ją głośny a dobitny i dobrze zrozumiały okrzyk:

 – Glina wali.

Wówczas zgromadzeni i rozbawieni goście pierzchają jak stado wróbli przed jastrzębiem. Z mroku ulicy wyłaniają się mundury. Obława. W jednej chwili przenośne bary i bufety”na kółkach” otacza policja. Szerokim, lecz zwartym kołem obejmuje „restauracje” i gości.

Rzedną i smętnieją wesołe przed chwilą oblicza klientów. Padają suche, urzędowe pytania. Słychać niepewne odpowiedzi. Koło ścieśnia się. Z pośród rozbawionych gości policja wyławia swoich stałych a poszukiwanych klientów.Rzednie również mina „restauratora”. No bo jakże? Nie mogła „glina” przyjść godzinę później?

Nie uciekliby… A tak, tyle jeszcze parówek zostało.

Tylko stojąca na drugim chodniku kobieta śmieje się. „Restaurator” wie, dlaczego. To jego konkurencyjna firma. Ale przedwczesna radość triumfującej konkurentki. I do niej podchodzi policjant.

– Pani znów stoi?

– A co mam robić? Przecież siedziałam z łaski pana komisarza trzy miesiące. Tera mnie wypuścili. Amnestia.

– I znów handelek?Jaki handelek! Stoję i patrzę. No, co pan robi? Weź pan komisarz tę rękę. Widzicie go, pod fartuch kładzie… a urzędowa osoba. Wstydu za grosz nie ma.

– Co to jest?

– Wiadomo,  butelka.

– Pewnie spirytus?

– A jak powiem, że to rumianek, to pan komisarz uwierzy?

I ona powiększa grono zatrzymanych.

Obława sunie dalej. Obejmuje „Kercelak” i Plac Nędzy. Bada spelunki Woli i Czerniakowa. Przetrząsa policja potajemne szynki i podejrzane hotele.

Zwiedza „meliny” paserskie i karciane. Zagląda do znanych sobie lokali znów mkną cicho i bezszelestnie nieuchwytne cienie. Przewijają się pod płotami, przylepiają do murów i ścian i nikną wśród tej samej nocy i lepkiej mgły.

A nad ranem, gdy Warszawa budzić się zaczyna – obława wraca. Zaroją się wówczas od nowych mieszkańców policyjne areszty. Nowi mieszkańcy oblepią stoły, stołki i aresztanckie nary. Zaczną radzić, kłócić się, debatować. To część zatrzymanych, która po przesłuchaniu spodziewać się będzie wolności. Reszta wie, że będzie odesłana do .śledczego” i dalej, na „Pawiak”. Ci będą siedzieli milcząco i ponuro. Marzyciele z pośród nich przylgną twarzami do wilgotnych szyb i zimnych, żelaznych krat. Zamglony wzrok słać będą ku budzącej się Warszawie, ku niknącej nocy, ku pierzchającej mgle.

Aż wstanie świt.

Pisownia według oryginału.

.

Wiosenne ciągi bezrobotnych

Inne z sekcji 

Bohater getta – kawaler Virtuti Militari

. Lucjan Blit . „Wódz Naczelny nadał 18 lutego 1944 roku pośmiertnie srebrny Krzyż Virtuti Militari inż. Michałowi Klepfiszowi z Warszawy”. Ten krzyż nie zawiśnie na jego grobie. Grób ten pozostanie nieznany, jak prawie wszystkie groby żołnierzy wielkiej Armii Podziemnej w Kraju. Dziwnie, jak sława szła za młodym Michałem. A on sam był zaprzeczeniem wszelkiej za nią pogoni. […]

Opowieści Wojciecha Macha. Dzieje kabaretu

Wojciech Mach   Historia kabaretów jest równie długa jak dzieje ludzkości. Zaczęło się to już przed epoką kamienną, gdy małpy na walnym zebraniu ustaliły, że od następnego roku staną się ludźmi. Zlazły więc z drzew i zorganizowały pierwszy kabaret pod nazwą CZŁOWIEK – TO BRZMI DUMNIE. W efekcie do dziś wielu z nas w przeróżnych […]