Artykuły

O OSTATECZNEJ DEKONSTRUKCJI MITU

.

Radosław Czarnecki

.

O OSTATECZNEJ DEKONSTRUKCJI MITU

Czyn to świadome i dobrowolne działanie

człowieka. Czyn świadczy o osobie człowieka

i przez niego go poznajemy.

Karol Wojtyła (>OSOBA I CZYN<)

Rozważania prowadzone u nas szeroko w mediach na temat wiedzy bądź niewiedzy Jana Pawła II w przedmiocie masowych seksualnych nadużyć w Kościele (zwłaszcza dot. to pedofilii) – w czasie gdy nie tylko był biskupem Rzymu lecz również podczas kierowania metropolią krakowską – nie odbiegają szczególnie od mnóstwa materiałów telewizyjno-internetowych programów, debat i filmów w tej materii. Autorzy większości obszernych i pogłębionych – jak się wydaje – tekstów jak większość polskich dyskusji na ten temat nie stawia przysłowiowej kropki nad „i”. Brak jest odpowiedzi co winno być efektem udowodnienia popełnianych na masową skalę nadużyć, noszących znamiona ciężkich przestępstw, przez duchowieństwo różnych szczebli. I jaką w związku z tym odpowiedzialność – dziś tylko moralno-etyczną i symboliczną – winien ponieść Karol Wojtyła za ten stan rzeczy. Staje pytanie – w Polsce nie artykułowane dość jednoznacznie – czy jego świętość (czyli osobowy wzorzec) materializująca się tysiącem pomników oraz nadaniem jego imienia placom, ulicom a także różnym placówkom (w tym edukacyjnym) wytrzymują w takim obliczu próbę czasu ? Czy nie czas zacząć usuwać – zwłaszcza z placówek edukacyjnych i wychowawczych – imię Jana Pawła II jako patrona ? I jak to się ma do faktu, że Kościół aspirował (i pewnie nadal aspiruje) do miana instytucji najwyższej rangi zaufania publicznego, depozytariusza prawd moralności, wiary religijnej i poprzez przepowiadanie Dobrej Nowiny do głosiciela absolutnego dobra ? Drugim poziomem – i nie chodzi tu o bezsporną odpowiedzialność papieży stojących na czele tej instytucji – jest kwestia świętości i jej rozumienie w kreowaniu personalnych postaw etyczno-moralnych.

Gdy jeszcze dziś padają stwierdzenia iż do 2001 można było żyć w przekonaniu, że skandale pedofilskie nie mogą dotyczyć polskich biskupów – choć o owych przestępstwach i degeneracji kleru katolickiego na gigantyczną skalę wiadomo było na świecie powszechnie (przykład umiłowanego przez papieża z Polski brata Marciala M. Degollado jest tu figurą wiodącą w tej ponurej i skandalicznej perspektywie) – skonkludować wypada tylko że gros polskich katolików oraz admiratorów kultu Wojtyły żyło i żyje nadal w irracjonalnym, nierzeczywistym, wyłącznie życzeniowym świecie. Przecież wypadało śledzić tylko obcojęzyczną literaturę oraz media zajmujące się sprawami Kościoła powszechnego spoza Polski, by wzbudzić w sobie krytyczną refleksję na ten temat. I zachować w sobie odrobinę racjonalnego sceptycyzmu immanentnego oświeceniowemu racjonalizmowi. Wobec takich wypowiedzi wystarczy przypomnieć celną i mądrą myśl Jerzego Turowicza, iż Kościół nie jest i nie może być łodzią podwodną .

Egzemplifikacją tego nierzeczywistego, mityczno-życzeniowego i równocześnie mesjanistycznego (towiańszczyzna i Mickiewicz), wedle romantycznych, XIX w. paradygmatów sposobu rozumienia świata potwierdzają na przykład takie enigmatyczne stwierdzenia jak: wizerunek papieża Polaka konfrontuje się z jego zaniedbaniami o których coraz więcej wiemy i które są coraz lepiej udokumentowane”. Świat wiedział, Polska i Polacy nie. Bo wiedzieć nie chcieli gdyż burzyło to ich mitologiczny i fantasmagoryjny obraz pontyfikatu.

Problemem jest nie tyle personalna wina i odpowiedzialność (oraz skutki społeczne i osobowe z tym związane) – to jest jasne i nie podlegające dyskusji – co zagadnienie głęboko porażające polskie imaginarium, pozostające kamieniem u szyi naszego rozwoju: triada pętająca polskość zakreślona terminami mit świętość – kult. Mit to szereg znaków przedstawiających kulturę i naturę jako szereg danych, wrodzonych, apriorycznych faktów. Rzutują one w określony sposób na moralność, estetykę, stosunki społeczne i kulturę. Mitologiczne pojmowanie świata wywiera bezpośredni wpływ na prezentację i rozumienie dziejów, układów społecznych dawnych i współczesnych, relacje interpersonalne. Tak prezentowana jedyna prawdziwość zostaje sformatowana w chwytliwej bezkrytycznej i naiwnej formule powodującej zbiorowe samozadowolenie. Dlatego z mitami trzeba polemizować, obnażać ich źródła i szargać ich toksyczną (gdyż irracjonalną) istotę.

Bezpośrednio z pojęciem mitu związana jest tzw. świętość . To stan konsekracji (łac. sacrum), w potocznym sensie rozdzielający rzeczywistość od tzw. profanum (łąc.), czyli od powszedniego świata. Jest jednocześnie rozumiana jako czystość, moralna bądź duchowa nieskazitelność. Siedzibą sacrum może stać się wszystko, nawet zwykłe przedmioty. Także miejsca czy osoby mogą otrzymać tę właściwość lub ją utracić. Pojęcie świętości występuje w wielu religiach. W chrześcijaństwie ma silne powiązanie z doskonałością (por. 1 Kor 13). Świętości jako faktu społecznego jednak nie wolno moim zdaniem – jak idą drogą fenomenologii związani z nią myśliciele (do których zalicza się też Karola Wojtyłę) – oddzielać od praktyki, która weryfikuje wszystko co się wydarzyło i zdarza w rzeczywistości materialnej. Sacrum i profanum muszą być – jeśli winne kształtować moralność i etykę oraz w jakimś sensie prawo a także poczucie sprawiedliwości – ze sobą kompatybilne. A to zapewnia tylko praktyka życia codziennego.

Kult – któremu sens nadaje właśnie sacrum – jest nieodłączną częścią każdej religii, każdego wyznania, każdej (także politycznej) adoracji. Obejmuje on określony rodzaj działalności posługującej się skodyfikowanym systemem znaków, gestów, symboli, obrzędów i zachowań. Jest również architektem ludzkiej myśli, poznania, refleksji. To niezaprzeczalny społeczny fakt, mający niesłychanie ważne znaczenie w życiu zbiorowości która go kultywuje. Odzwierciedlającym również stan myślenia i codzienności tej zbiorowości.

Owa triada mocno zakorzeniona w świadomości każdej społeczności irracjonalizuje, mitologizuje i jednocześnie alienuje z realiów sposób postrzegania świata i kierunku w jakim ona podąża. Świadomość staje się życzeniową i mistyczną.

Święci stanowili jedną z osnów pontyfikatu Karola Wojtyły. To miała być rękojmia tzw. nowej ewangelizacją jaką postawił przed sobą Jan Paweł II. Metoda zahamowania a potem zmiany procesów sekularyzacyjnych jakich świat zachodni, doświadczał od dekad. Sobór Watykański II nie zawahał się podjąć nieśmiałych prób dostosowania Kościoła do tych zamian i trendów, wyrwania się z konserwatywnych i tradycjonalistycznych ram epoki Piusów oraz spętania jakie na Kościół powszechny nałożyła historia. Zmian, które miałyby dostosowania go do wymogów współczesność. Aggiornamento i accomodata renovatio Jana XXIII miały być tego symbolem i zapowiedzią. I w jakimś sensie – co widać przynajmniej do początku lat 70-tych XX w. – się dokonywały. Sam Kościół jako struktura i instytucja jest na wskroś tradycjonalistyczny i do szpiku kości konserwatywny nie mógł tak z roku na rok się zmienić, porzucić swojej ugruntowanej tradycji (często złej, zbrodniczej, a nade wszystkim – dwulicowej). I ta właśnie dwulicowość, hipokryzja, manipulacja w przedmiocie tzw. świętości oraz jej prezentacja dla ludu bożego dziś są postrzegane jako główny leitmotiv pontyfikatu Wojtyły.

Kościół Wojtyły oparty o masową produkcję świętych – czyli osób godnych naśladowania z racji swych walorów (a de facto papieskiego uwielbienia określonych wartości niesionych przez te osoby swoim życiem) – okazał się rzeczywistością na wskroś zakłamaną, pustą i godną napiętnowania. Właśnie z racji potwornych rozbieżności między medialnym zadęciem, żarliwymi przemówieniami, groźnymi potępieniami przeciwników tych decyzji oraz ekstatycznymi modłami, a rzeczywistością dziś odkrywaną. Święci są niczym herosi z greckiej mitologii, stanowiąc swoistą, katolicką oprawę dla masowej wersji przekazu jak należy postępować oraz jakie wartości są niesione aktualnie przez naukę Kościoła. O zmienności tych tendencji niech świadczą przypadki Oscara Romero (zamordowanego przez prawicowe bojówki arcybiskupa San Salwador) oraz Pedro Arrupe (wieloletniego generała jezuitów, gorącego zwolennika teologii wyzwolenia, postponowanego publicznie przez Jana Pawła II aż ten niezwykle szanowany Hiszpan doznał rozległego wylewu krwi do mózgu i musiał w 1981 ustąpić ze stanowiska). Ci usuwani w cień podczas pontyfikatu Wojtyły ludzie Kościoła dziś mają otwarte procesy beatyfikacyjne. O czym Kościół Wojtyły (a także Ratzingera) nie chciał absolutnie słyszeć.

Jan Paweł II wyniósł z wielką pompą i medialną fanfaronadą na ołtarze tak kontrowersyjne (już w chwili kanonizacji) postacie jak abp Alojzy Stepinać – ustaszowski prymas Chorwacji błogosławiący swym milczeniem zbrodnie faszystów z Zagrzebia w latach 1941-45 – czy założyciel i promotor Opus Dei Jose Maria Escriva de Balaguer. Kontrowersje i negatywne opinie osób obcujących przez lata a dot. charakteru, osobowości i relacji interpersonalnych jakie ów przyszły święty prezentował, przekazywane do Watykanu nie miały znaczenia. Ważnym – taką promocję wartości przy wynoszeniu na ołtarze nakreślił Wojtyła – był jego skrajny antykomunizm, anty-progresywizm w każdym wymiarze życia i bezwzględne podporządkowanie się wytycznym Rzymu. I obaj – Stepinać i Escriva – splamili się współpracą i admiracją faszyzmu: chorwackiego i hiszpańskiego.

Dzisiejsze kontrowersje (delikatnie mówiąc) i skandale kłębiące się wokoło takich świętych jak Matka Teresa z Kalkuty czy o. Pio z Pietrelciny potwierdzają jedynie wnioski o błędnym i szkodliwym (dla świata, gdyż rzucały cień na świadomość ok. 1 mld ludzi na Ziemi), wręcz toksycznym dla postępu i rozwoju ludzkości, pontyfikacie papieża z Polski.

Masowa pedofilia w łonie instytucji – oprócz wspomnianych tu sporów o istocie świętości Jana Pawła i jej materializacji w polskiej przestrzeni publicznej – którą on kierował przez prawie 30 lat i którym to procesom oraz zbrodniom funkcjonariuszy Kościoła w żaden sposób nie przeciwdziałał, powinna jednoznacznie skutkować demistyfikacją i demitologizacją tego pontyfikatu. Tuszowanie wspomnianych przestępstw wobec nieletnich i oskarżenie o to ponad 30 polskich biskupów świadczą o tym jedynie, iż formacja duchowa, którą wykreował Jan Paweł II – oni są absolutnie jego dziedzictwem tak formalnym jak i intelektualnym – jest do cna skompromitowana i pozbawiona jakichkolwiek zasad. Rzuca to też jednoznaczny cień na osobę decydującą o takiej polityce personalnej i tworzeniu takich kanałów awansu w instytucji którą ona kierowała.

W Polsce jednak znajdują się nadal gremia które w imię własnych, partykularnych, czysto subiektywnych interesów (choć z uniwersalnymi wartościami i moralnością na ustach) nie dopuszczają do wiadomości, iż ten mit jest już martwy. A tym samym toksyczny dla społecznej świadomości. Protestujący głośno i agresywnie przeciwko demitologizacji osoby Wojtyły bronią swojego światopoglądu i wizji rzeczywistości którą tworzyli. Zgoda na de-konstrukcję tego mitu zburzy absolutnie ich wizję świata, to czemu służyli, w co wierzyli i co chcieli wszelkimi sposobami narzucić innym, wątpiącym w ich świat i wartości.

.

Papież i kamień

Śmierć „polskiego” Rwandyjczyka

Inflacja świętych i ich upadek

Savanarola i jego syndrom

KATO-TALIBAN W NATARCIU

Ordo Iuris i Jan Paweł II

Sakralizacja czy klerykalizacja

Inne z sekcji 

Wybory 2024: Dolnośląska dogrywka

. Grzegorz Wojciechowski .   Już w niedzielę 21 kwietnia zostaną wybrani prezydenci i burmistrzowie wielu miast oraz wójtowie gmin. W ten sposób zakończy się kolejny etap maratonu wyborczego; ostatni – wybory do Parlamentu Europejskiego odbędzie się już za siedem tygodni. We Wrocławiu wina Tuska. Tak. Platforma Obywatelska w wyborach do Rady Miasta uzyskała 42,13 […]

Bohater getta – kawaler Virtuti Militari

. Lucjan Blit . „Wódz Naczelny nadał 18 lutego 1944 roku pośmiertnie srebrny Krzyż Virtuti Militari inż. Michałowi Klepfiszowi z Warszawy”. Ten krzyż nie zawiśnie na jego grobie. Grób ten pozostanie nieznany, jak prawie wszystkie groby żołnierzy wielkiej Armii Podziemnej w Kraju. Dziwnie, jak sława szła za młodym Michałem. A on sam był zaprzeczeniem wszelkiej za nią pogoni. […]