Artykuły

Ernesto Che Guevara – Wojna partyzancka jako metoda walki

Ernesto Che Guevara

.

Pomyślmy, jak można rozniecić zarzewie partyzanckie. Stosunkowo niewielkie grupy osób wybierają tereny sprzyjające wojnie partyzanckiej zamierzając czy to przypuścić kontratak, czy wodzić wroga za nos i zaczynają tam działać. Należy powiedzieć sobie wyraźnie, że w pierwszej chwili słabość partyzantki, choć względna, jest tak znaczna, iż powinna ona zająć się jedynie osadzaniem się w terenie, poznawaniem okolicy, stwarzaniem więzi z ludnością i umacnianiem tych miejsc, które staną się ewentualnie jej bazami wsparcia. Trzy są warunki przetrwania partyzantki, która zaczyna rozwijać się zgodnie z powyższymi założeniami nieustanna ruchliwość, nieustanna czujność i nieustanna nieufność. Partyzantce, która nie będzie przestrzegała tych trzech elementów taktyki wojskowej, trudno będzie przetrwać. Należy pamiętać, że na tym etapie bohaterstwo partyzanta polega na rozmachu celu, który sobie stawia, i ogromie poświęcenia, na które musi się zdobyć, aby go osiągnąć. Poświęcenia nie będą polegały na codziennych bojach i walce prowadzonej oko w oko z wrogiem będą subtelniejsze i trudniejsze, bo będzie chodziło o fizyczną i umysłową wytrzymałość jednostki ludzkiej, która znajdzie się w partyzantce. Być może partyzanci zostaną ciężko pobici przez wojska nieprzyjacielskie czy rozbici na grupy, a ci, którzy dostaną się do niewoli, poniosą męczeńską śmierć; być może w wybranych przez samych siebie strefach działania będą ścigani jak osaczone zwierzęta, przeżywali nieustanny niepokój, że wróg depcze im po piętach i na wszystko reagowali nieufnie, bo przestraszeni chłopi nieraz ich wydadzą, aby pozbawić oddziały represyjne pretekstu do znęcania się nad nimi; będą mieli do wyboru tylko śmierć albo zwycięstwo i to w chwilach,w których śmierć jest po tysiąckroć obecna, a zwycięstwo to mit, w który może jedynie wierzyć rewolucjonista. Na tym polega heroizm partyzantki; dlatego mówi się, że długotrwałe przemarsze też są formą walki, że są takie chwile, w których formą walki jest nawet unikanie walki. Rzecz w tym, aby w obliczu ogólnej przewagi nieprzyjaciela znaleźć taką formę taktyczną, która w jednym wybranym punkcie pozwoli osiągnąć względną przewagę czy to dzięki skoncentrowaniu tam większych od niego sił, czy też dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu terenu i w ten sposób zmienić układ sił na swoją korzyść. Tak partyzantka zapewni sobie zwycięstwo taktyczne; jeśli nie będzie pewna swojej względnej przewagi, lepiej, żeby nie przystępowała do akcji. Dopóki można decydować „jak” i gdzie”, dopóty nie należy podejmować boju nie mając pewności, że się wygra. Partyzantka rozwija się i konsoliduje w ramach wielkiej akcji polityczno-wojskowej, w której stanowi ona tylko jeden element; tworzą się bazy wsparcia podstawowy czynnik, od którego zależy, czy armia partyzancka prosperuje, czy nie. Te bazy to miejsca, do których armia nieprzyjacielska może przeniknąć jedynie za cenę wysokich strat, to bastiony rewolucji, kryjówki partyzantki i podstawy wyjściowe do jej coraz dalszych i coraz śmielszych wypadów.

Tę fazę osiąga się wtedy, gdy przezwyciężyło się jednocześnie trudności taktyczne i polityczne. Partyzanci nigdy nie mogą zapominać o swojej roli awangardy ludu, o mandacie, który posiadają i dlatego muszą tworzyć takie warunki polityczne, jakie są konieczne do ustanowienia władzy rewolucyjnej cieszącej się całkowitym poparciem mas. W takiej mierze, w jakiej pozwalają na to okoliczności i w taki sposób, w jaki jest to możliwe, należy zaspokajać wielkie roszczenia chłopstwa, a z ludności czynić zwarte i skore do walki skupisko. O ile w pierwszych chwilach trudna będzie sytuacja wojskowa, o tyle trudna będzie również sytuacja polityczna o ile jeden błąd w dziedzinie wojskowej może przesądzić o likwidacji partyzantki, o tyle jeden błąd polityczny może na długo zahamować jej rozwój. Jest to walka polityczno-wojskowa, toteż tak należy ją rozwijać, a tym samym pojmować. W procesie wzrostu partyzantka osiąga poziom, na którym obejmuje swoją działalnością pewien region, a w stosunku do jego rozmiarów odczuwa nadmiar ludzi i ich nadmierną koncentrację. Zaczyna działać efekt ula jeden z dowódców, wybijający się partyzant, robi skok do innego regionu i powtarza tam łańcuch rozwojowy wojny partyzanckiej, z tym jednak, że podlega teraz centralnemu dowództwu. Należy podkreślić, że nie można aspirować do zwycięstwa nie tworząc armii ludowej. Wojska partyzanckie mogą osiągnąć określone rozmiary, siły ludowe w miastach i w strefach, do których przenika nieprzyjaciel, mogą spowodować spustoszenia w jego szeregach, ale potencjał wojskowy reakcji ciągle pozostaje nietknięty. Zawsze należy pamiętać, że ostatecznym rezultatem musi być unicestwienie nieprzyjaciela. Dlatego wszystkie siły działające w nowych strefach, które się tworzy, w strefach przebicia na tyłach wroga i w głównych miastach muszą podlegać jednolitemu dowództwu. Nie chodzi o to, aby istniała ścisła podległość hierarchiczna, jaka cechuje armię regularną, ale o to, aby istniała podległość strategiczna. W ramach określonych warunków swobody działania partyzantka musi wykonywać wszelkie mające strategiczne znaczenie rozkazy centralnego dowództwa, zainstalowanego w jednej ze stref tej, która

18jest najbezpieczniejsza i najsilniejsza oraz przygotowywać warunki do połączenia sił, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Wojna partyzancka czy wojna wyzwoleńcza przechodzi na ogół trzy fazy. Pierwsza to faza defensywy strategicznej, w której mała siła kąsa nieprzyjaciela i ucieka; nie kryje się, aby w niewielkim promieniu działania bronić się biernie, ponieważ jej obrona polega na ograniczonych atakach takich, na jakie ją stad. Następnie osiąga się punkt równowagi, w którym stabilizują się możliwości działania nieprzyjaciela i partyzantki, a w końcu dochodzi do zerwania wzniesionych przez armię represyjną tam i zajęcia wielkich miast, do wielkich, decydujących bojów i całkowitego unicestwienia nieprzyjaciela. Po osiągnięciu punktu równowagi, kiedy to obie siły odnoszą się do siebie z respektem, dalszy rozwój wojny partyzanckiej sprawia, że uzyskuje ona nowy rozmach. Do działań partyzantki zaczyna się wprowadzać pojęcie manewru duże kolumny atakują umocnione punkty i przechodzi się do wojny manewrowej przerzucając z miejsca na miejsce stosunkowo poważne siły i środki ofensywne. Ponieważ jednak nieprzyjaciel w dalszym ciągu zdolny jest stawiać opór i kontratakować, wojna manewrowa nie zastępuje ostatecznie wojny partyzanckiej to tylko jeden ze sposobów działania wojsk partyzanckich, wyższa forma ich rozwoju dopóty, dopóki nie wykrystalizuje się w końcu złożona ze związków taktycznych armia ludowa. Nawet wtedy jednak natarcie głównych sił poprzedzają „czyste” akcje partyzanckie przerywanie łączności i sabotowanie całego aparatu defensywnego nieprzyjaciela. Zapowiedzieliśmy, że będzie to wojna kontynentalna. Oznacza to zarazem, że będzie przewlekła będzie prowadzona na wielu frontach i przez długi czas będzie kosztowała wiele krwi i istnień ludzkich. Co więcej, zjawiska polaryzacji sił, jakie zachodzą w Ameryce, wyraźny podział na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych, do którego dojdzie podczas przyszłych wojen rewolucyjnych, oznaczają, że wraz ze zdobyciem władzy przez zbrojną awangardę ludu, w tym kraju lub w tych krajach, w których tak się stanie, pod postacią ciemięzcy zostaną jednocześnie pokonani imperialiści i wyzyskiwacze narodowi. Będzie to krystalizacja pierwszego etapu rewolucji socjalistycznej; ludy będą gotowe do zaleczenia ran i rozpoczęcia budowy socjalizmu.

Czyż istnieje inne, mniej surowe wyjście? Już dawno nastąpił ostatni podział świata, w wyniku którego Stanom Zjednoczonym przypadła lwia część naszego kontynentu; dziś rozwijają się na nowo mocarstwa imperialistyczne Starego Świata, a siła wspólnego rynku europejskiego budzi obawy samych Amerykanów. W świetle tego wszystkiego mogłoby przyjść nam do głowy, że można asystować rywalizacji między imperialistycznej w charakterze widzów i coś na niej zyskać może w przymierzu z najsilniejszymi burżuazjami narodowymi. Nie mówiąc już o tym, że w walce klas polityka bierna nigdy nie przynosi nic dobrego, a przymierza z burżuazją, bez względu na to, jak rewolucyjna może się ona w pewnej chwili wydawać, są jedynie przejściowe, czynnik czasu skłania nas do obrania innej drogi. Sprzeczność podstawowa zaostrza się w Ameryce tak szybko, że przeszkadza w „normalnym” rozwoju sprzeczności w łonie obozu imperialistycznego, które przejawiają się w walce o rynki. Burżuazje narodowe związały się w ogromnej większości z imperializmem północnoamerykańskim i w każdym kraju muszą podzielić jego los. Nawet tedy, gdy między burżuazją narodową a innymi mocarstwami imperialistycznymi dochodzi do paktów czy występują zbieżności interesów, zaś między nimi a imperializmem północnoamerykańskim zaostrzają się sprzeczności, dzieje się to w ramach walki zasadniczej, która w toku swojego rozwoju ogarnie nieuchronnie wszystkich wyzyskiwanych i wszystkich wyzyskiwaczy. Do tej pory polaryzacja antagonistycznych sił przeciwników klasowych postępuje szybciej aniżeli rozwój sprzeczności między wyzyskiwaczami na tle podziału łupów. Są dwa obozy dla każdego z osobna i dla każdej konkretnej warstwy społecznej alternatywa staje się coraz wyraźniejsza. Sojusz dla Postępu to próba poskromienia czegoś, czego nie da się poskromić. Gdyby jednak okazało się, że ekspansja wspólnego rynku europejskiego lub jakiejkolwiek innej grupy imperialistycznej na rynkach amerykańskich jest szybsza niż rozwój sprzeczności podstawowej, należałoby po prostu w powstały w ten sposób wyłom wbić klin sił ludowych i sprawić, aby to one same prowadziły od początku do końca walkę, wykorzystując nowych intruzów dla swoich celów i mając pełną świadomość, jakie są ich ostateczne zamiary.

  Pod groźbą utraty wszystkiego nie wolno oddawać wrogowi klasowemu ani jednej pozycji i ani jednego oręża, podobnie jak nie wolno zdradzać mu żadnego sekretu. Walka amerykańska faktycznie już wybuchła. Czy oko cyklonu będzie w Wenezueli, czy w Gwatemali, w Kolumbii czy w Peru lub Ekwadorze…? A może obecne potyczki okażą się tylko przejawami niepokoju, który nie zaowocował? To, jaki będzie wynik walk dzisiejszych, nie ma znaczenia. Dla ostatecznego rezultatu nie ma znaczenia to, że ten lub inny ruch poniesie przejściowo porażkę. Decydujące znaczenie ma wola walki, która dojrzewa z dnia na dzień, świadomość, że zmiana rewolucyjna jest konieczna, pewność, że jest ona możliwa. To przepowiednia. Czynimy ją przekonani, że historia przyzna nam rację.

.

Jak Fidel Castro chciał zdobyć koszary Moncada

Mao Zedong: Imperializm i wszyscy reakcjoniści są papierowymi tygrysami

Kryzys kubański czyli jak Chruszczow chciał wpuścić Kennedy’emu jeża w gacie.

 

Inne z sekcji 

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Więzień twierdzy Landsberg

Budynek więzienia w Landsbergu . Grzegorz Wojciechowski . 11 listopada 1923 roku w pewnym  domu położonym w Uffing, w pobliżu Staffwlsee, na południe od Monachium  należącym do Ernsta Hanfstaengla i jego małżonki został zatrzymany przez policję pewien mężczyzna, ubrany według jednej wersji  w białą koszulę nocną, według zaś innej w piżamę, do której miał przypięte […]

Podwodny Jukatan. Tajemnice świata Majów

. .  Przemysław Jocz   Szkielety ludzi składanych w ofierze krwawym bóstwom oraz cenne zabytki prekolumbijskiej kultury – to tylko część artefaktów, które odnajdują nurkowie badający meksykańskie cenoty. Wśród nich są także Polacy. Udoskonalenie sprzętu do nurkowania otworzyło w drugiej połowie XX wieku dostęp do tajemnic skrytego pod ziemią i wodą systemu meksykańskich jaskiń. Jednak ich eksploracja […]