Opowieści Wojtka Macha

Opowieści Wojciecha Macha. Cudowne cuda

Wojciech Mach

 

Jakże smutny byłby świat bez cudów, a przynajmniej bez nadziei na takowe. I rzeczywiście! W naszej epoce rozwiniętej cywilizacji i nauki wraz z jej nowoczesnymi metodami badawczymi, cuda z tzw. kategorii popularnej przybrały inną postać niż ongiś. Zapewne z tej przyczyny nazbyt często obserwujemy wszelkie rodzaje czysto przyziemnych cudów, aczkolwiek bardzo różnie nazywanych. Tym niemniej wiara w zjawiska nadnaturalne – szczególnie w sytuacjach wielkich przemian i zagrożeń – jest rodzajem psychicznej odtrutki na codzienność i męczący wpływ tempa życia
Niegdyś przecudne dziewice (ale czy aby na pewno cnotliwe i piękne?) w swej komnacie w zamkowej wieży oczekiwały na pojawienie się pięknego księcia. Musiał on konno wspiąć się na szklaną górę, na której zwykle stał zamek. Było to niesłychanie trudne i kandydaci do dziewictwa i bogactwa księżniczki odpadali ze skręconymi karkami. A czas nieubłaganie płynął i niewykluczone, iż samotne damy w nocy jakimś pilniczkiem nacinały stopnie dla młodzieńca, którego wyglądały jako upragnionego materialnego wcielenia cudu i fizycznych rozkoszy. Inni rycerze dobrowolnie jechali konno po zamkowych murach obronnych. Często spadali, lecz cóż – w żadnych czasach miłość i pożądanie nie znało granic ryzyka… Dzisiaj, przy gwałtownej emancypacji, już się nie buduje zamków i wież. Pytanie do Czytelników: dlaczego? Zapewne nie tylko z tej przyczyny, iż istnieją windy, a wszelki dostęp do wszystkiego jest łatwy…
Gdyby w wiekach średnich policzyć wszystkie krążące po świecie relikwie, to okazałoby się, iż każdy święty musiał mieć kilkadziesiąt rąk i nóg, kilkaset palców, hektolitry krwi oraz nieskończenie wiele paznokci, nosów i końców uszu. A jako antidotum pomagać miały owe cząstki świętych dosłownie na każde kłopoty! Dostępne były np. paznokcie Cherubina, czara z potem wylanym przez św. Michała w trakcie walki z szatanem. Można było kupić gwarantowanej jakości dowolną ilość kropli gniewu niebieskiego w maleńkich, gustownych flakonikach. Dla sprzedawców tychże były to okazje niczym manna z nieba – rodzaj realnego, prywatnego cudu finansowego…
Typowego dla owych czasów handlarza – wydrwigrosza, franta imieniem Sanderus, świetnie opisał Sienkiewicz w „Krzyżakach”. Ów człek oferował najróżniejsze święte artykuły na czele z piórami ze skrzydła Archanioła Gabriela, odpusty na 500, 300, 200 lat oraz ulgowe na krótsze okresy. Dla przewidujących posiadał nawet odpusty abonamentowe na grzechy przyszłe! W starożytnej Grecji przechowywano lirę Orfeusza, przy dźwiękach której kochanek szedł do piekła po Eurydykę.
Dotychczas w żadnym przypadku tzw. cudownego ozdrowienia nie potwierdzono bezspornie faktu, że komukolwiek odrosła ręka lub noga. Wyjątkiem jest ZUS, który urzędowo wierzy w takowe zjawiska i np. osobę bez nóg co dwa lata wzywa przed komisję na oględziny, szukając odrostów kończyn… Natomiast w przyrodzie taką regenerację organów lub ich fragmentów spotykamy na każdym kroku. I tak np. niektórym gatunkom jaszczurek odrastają urwane ogony, a przecięte na pół dżdżownice żyją i rosną nadal. A kto z nas nie pragnie, aby pusty portfel mógł nagle zregenerować się i znowu być wypchany banknotami…
Najstarsi wrocławianie wspominają czasy powojenne, gdy nocny, spóźniony przechodzień tylko wielkim cudem zdołał się przedostać przez ciemne, zrujnowane ulice, bez pozbycia się życia, a co najmniej zegarka i ubrania i nie musiał kupować cegły za stówę. Zresztą takie scenki poglądowo pokazane są w filmie „Ewa chce spać” z 1958 roku.
Do wrocławskiej legendy przeszedł eksperyment z kryzysowych lat 80., gdy pewien dziennikarz „Słowa Polskiego”, podpisujący się JASZ, ciekawy życia i jego użycia, publicznie dokonał zadziwiającego wyczynu. Otóż prawie czarodziejskim sposobem przemienił się w chorego, na wpół sparaliżowanego żebraka. Następnie stękając i jęcząc, rozlokował się w legendarnym przejściu podziemnym na Świdnickiej. Po przedyżurowaniu kilku godzin i zebraniu bez wysiłku szeleszczącego i brzęczącego obfitego plonu, nagle ozdrowiał, wstał i zwiał. Potem w Klubie Dziennikarza opowiadał, jakie to propozycje cudownego, rozkosznego spędzenia czasu otrzymywał od obserwujących go, zadomowionych na ulicy żebraczek… A podobnych przykładów z żywota zawodowych nędzarzy – cudotwórców każdy z nas może podać sporo.
W sferach izb skarbowych znane są cuda z oświadczeniami podatkowymi – noszą one urzędowa nazwę oszustw. Natomiast wielki, niezwykły supercud nastąpiłby, gdyby pobierający zasiłki bezrobotni osobnicy dobrowolnie poszli do pracy zamiast przed sklepami monopolowymi prosić przechodniów o pożyczenie 50 groszy. Jednak największym, wprost niewyobrażalnym, chociaż tęsknie wyczekiwanym zjawiskiem byłoby przeistoczenie się drapieżnych, bezwzględnych komorników w istoty ludzkie, postępujące zgodnie z prawem!
Może właśnie dlatego przewidujący austriacki fizyk Ludwik Boltzmann już 120 lat temu stwierdził, że „w otaczającej nas naturze nie ma niczego niemożliwego. Mogą być jedynie wydarzenia w najwyższym stopniu mało prawdopodobne”.

.

Opowieści Wojtka Macha: Wizja wśród spalin

Opowieści Wojciecha Macha. Tragedie we wrocławskim ogrodzie zoologicznym

Inne z sekcji 

Opowieści Wojciecha Macha. Dzieje kabaretu

Wojciech Mach   Historia kabaretów jest równie długa jak dzieje ludzkości. Zaczęło się to już przed epoką kamienną, gdy małpy na walnym zebraniu ustaliły, że od następnego roku staną się ludźmi. Zlazły więc z drzew i zorganizowały pierwszy kabaret pod nazwą CZŁOWIEK – TO BRZMI DUMNIE. W efekcie do dziś wielu z nas w przeróżnych […]

Opowieści Wojciecha Macha. Samojazdem w świat – cz. 1

. Wojciech Mach . Pierwsze pojazdy z napędem silnikowym nazywano samojazdem i automobilem. Najpierw traktowano je jako techniczną ciekawostkę a potem pomyślano o praktycznym wykorzystaniu. Protoplastą taxi były już w starożytności lektyki a w XVIII wieku we Lwowie czekało 50 lektyk, wyposażonych w numery i dwie latarnie. Nosiło je po dwóch drążników ubranych w jednakowe […]