Artykuły

Opowieści spod znaku końskiej podkowy. Burdy w Paryżu

.

Grzegorz Wojciechowski

.

Burdy na hipodromie w Longchamp koło Paryża

.

Rok 1906, był dla właścicieli toru wyścigów konnych w Lomgchamp koło Paryża niezbyt udany. Pięknie  położony nad Sekwaną, w pobliżu Lasku Bulońskiego, był bowiem widownią dwóch gorszących wydarzeń.

Powszechnie panuje opinia, że imprezy hippiczne, w tamtych czasach, oglądała wyłącznie elita towarzyska, składająca się z ugrzecznionych, wyelegantowanych arystokratów. Taki obraz, jak najbardziej fałszywy i zniekształcony, ugruntowała w naszej świadomości literatura i kinematografia.

Już początek sezonu wyścigowego zaczął się niezbyt udanie. Podczas rozgrywanych tam zawodów „Prix du Beis” doszło do skandalicznej sytuacji. Podczas wyścigu jeźdźcy zmylili tor, musiał być zapewne źle oznaczony. Jedynie dwa konie „Donaple” i „Cornette” pobiegły prawidłowo po trasie, reszta zmyliła drogę i pogalopowała w niewłaściwym kierunku. W tej sytuacji łatwe zwycięstwo odniósł „Donaple”, druga była klacz „Cornette”, jako trzecia do mety dobiegła Cicisbee, jej joker zawrócił i pobiegł już właściwym torem.

Ta sytuacja całkowicie wypaczyła wynik rywalizacji, uczestnicy zakładów obstawiali przecież jakiś porządek z założeniem, że wszystkie konie dobiegną do mety i zwycięzca zostanie wyłoniony w walce, stało się jednak całkiem inaczej i powstał z tego powodu duży problem.

Publiczność zaczęła się awanturować, część co bardziej krewkich widzów, wtargnęła na c trybuny, gdzie znajdowały się kasy zakładów i żądała unieważnienia gonitwy oraz  zwrotu zapłaconych pieniędzy. Organizatorzy nie chcieli tego zrobić, twierdząc, że przecież zwycięzcy zostali wyłonieni w tej gonitwie. Atmosfera stała się tak napięta, że musiała interweniować policja, aby przywrócić porządek i ostudzić zapał widowni.

Finał tej afery był taki, że dżokeje, którzy zmylili trasę zostali ukarani zawieszeniem licencji, aż do 4 lipca 1906 r.  Nie wyjaśniono jednak, dlaczego tak się stało, co niewątpliwie budziło różne domysły, na temat uczciwości w jaki sposób została przeprowadzona ta gonitwa.

Minęło kilka miesięcy i 14 października na torze w Longchamp doszło do jeszcze większej awantury.

Tego dnia w  programie było sześć gonitw, pierwsze starty były spokojne i nic nie zapowiadało tego co za chwilę się wydarzy. Do trzeciej gonitwy, nazywającej się „Handicap Libre”, zgłoszono dziesięć koni, które stanęły na starcie. Jest oczywiste, że zdarzają się lepsze lub gorsze starty, ale ten był jednym z najgorszych z możliwych. Konie jeszcze nie ustawiły się prawidłowo, kręcąc się w boksach, gdy taśmy poszły w górę. Część rumaków ruszyła niezdecydowanie, jeźdźcy spodziewali się, że starter każe im zawrócić z powrotem do boksów startowych. Dwa konie „Kazbek” i „Saint. Leonard” ruszyły jeszcze później tracąc już na starcie 50 długości. Dwa następne „Pois Rouges” i główny faworyt „Storm”, pozostały na miejscu, a następnie  powróciły do stajni. Ewidentnie wynik gonitwy został wypaczony. Już w jej czasie zaczęły dawać się słyszeć głośne oznaki niezadowolenia. Zwyciężył „Monsieur Perichon”, za jego zwycięstwo miano zapłacić 129 : 10. Może właśnie to było przyczyną powstania tej anormalnej sytuacji ?

Kiedy ogłoszono oficjalnie wynik gonitwy, publiczność zaczęła głośno protestować, domagając się zwrotu stawek i unieważnienia biegu. Komisarze wyścigów myśleli, że tłum uspokoi się i dali znak do kolejnego wyścigu. Mylili się jednak;  Publiczność z peluzy – pisze naoczny świadek tych wydarzeń – z dzikiemi okrzykami, łamiąc bariery i kraty rzuciła się na pasage, burząc budki totalizatora, ławki i krzesła. Komuś wpadła dzika myśl podpalenia jednej budki; to było sygnałem do podpalenia innych i wkrótce tor w Longchamp zamienił się w morze ognia. Z pobliskiej restauracji przyniesiono alkohol i z samochodów wylano benzynę, podsycając tem ogień. Niektórzy „bohaterowie” rzucali się na kasjerów, wyrywając im pieniądze, które ci chcieli unieść z pożaru. Na ziemię posypało się złoto i srebro, i wtedy zaczęły się sceny najwstrętniejsze; jeden drugiemu wyrywał z rąk pieniądze, tarzając się po ziemi, bijąc, gryząc i raniąc się wzajemnie .Kiedy patrzałem na te rozbestwione twarze, nie chciało mi się wierzyć, że jestem w Paryżu, w tej stolicy świata cywilizowanego.

Policja nie była w stanie dać sobie rady, wezwano więc posiłki, w tym wojsko i straż pożarną.

Podczas tej awantury doszło do jeszcze jednego zdarzenia, nie tylko gotówka padła bowiem  łupem oburzonych krewkich kibiców, skradziono z budek totalizatora również dużą ilość biletów, na które robiono wypłaty. Nie minął więcej jak tydzień od awantury, jak do kas totalizatora zaczęli zgłaszać się ludzie z tymi biletami po wypłatę. Jednak trzeba było dokonać fałszerstwa i podrobić pieczęci na dokumentach, zrobiono to jednak bardzo nieudolnie, w dodatku kasjerzy zdążyli zanotować numery ostatnich sprzedanych biletów i osoby te zostały sprawnie „wyłapane” przez obsługę totalizatora. Zatrzymano, pod zarzutem oszustwa, 31 osób w tym 3 kobiety.

22 listopada 1906 r., przed jednym z paryskich sądów odbyła się rozprawa przeciwko tym, którzy zostali zatrzymani przez policję w czasie awantury na hipodromie. Spośród 13 kibiców oskarżonych o wzniecanie zamieszek sześć zostało skazanych na rok do ośmiu miesięcy więzienia, pozostali na mniejsze kary.

Również i obserwatorzy tych nieszczęsnych zawodów czuli się poszkodowani przez organizatorów gonitw. Pan Obojonis wystąpił do sądu z powództwem cywilnym przeciwko totalizatorowi wyścigowemu, domagając się zasądzenia mu odszkodowanie w  kwocie 60 franków, będącym równowartością zakupionych przez niego trzech biletów wstępu, jako, że dalsze gonitwy nie odbyły się. Paryski Trybunał Cywilny Okręgu IX przyznał mu rację i zasądził tę kwotę wraz z odsetkami i kosztami procesu.

Opinia publiczna nie negując odpowiedzialności  widzów za burdy, jakie miały miejsce  na hipodromie, poddała również miażdżącej krytyce startera tych zawodów niejakiego pana Figesa, którego uznano za głównego winowajcę tego haniebnego zdarzenia.

No cóż, dobrze, że na naszych torach jest spokojnie.

.

Artykuł objęty prawami autorskimi. Kopiowanie i publikowanie bez wiedzy i zgody autora zabronione.

 

Opowieści spod znaku końskiej podkowy. Zemsta lorda Henry’ego Chaplina

Inne z sekcji 

Fraszki Jana Zacharskiego: „Druga tura”

. Jan Zacharski .   Przysłowie Wyborco, pamiętać chciej, Baba z wozu, koniom lżej, Jest tego przysłowia wynikiem, Że Bodnar przegrała z Sutrykiem. Moment W radosnym się znalazł Sutryk momencie, Jest druga kadencja, panie prezydencie. Cele Wyborcze sobie postawili cele Jacka Sutryka współobywatele, Dla jego wrogów to chwila ponura, Bowiem zwycięska była druga tura. Odpowiednia […]

Berlinerschloss – dawnych Prus chwała. Historia na nowo odczytana

Wojciech W. Zaborowski   Betonowy kloc nad Szprewą w centrum Berlina w niczym jeszcze nie przypomina ani dawnej stylowej bryły cesarsko-królewskiego zamku zaprojektowanego przez mistrza barokowej architektury berlińskiej Andreasa Schlütera (1659–1714), ani wizji współczesnych architektów, którzy podjęli się rekonstrukcji obiektu (Biuro Architektoniczne Franco Stella z Vicenzy we Włoszech). Rzadko też któremu z przechodniów ów surowy […]