Biblioteka Lewicy

Komuna Paryska ( cz. 2 )

.

28 marca na koniec kilkaset tysięcy ludu zebranego na placu przed ratuszem krzykiem radości „Vive la Commune!” zwiastowało pojawienie się Komuny.

Historia po raz pierwszy ujrzała podobne zgromadzenie! Ciało wyborcze bez nacisku z góry, swobodnie przez lud wybrane, przeważnie z dzieci ludu, z robotników paryskich złożone, świadomie i szczerze interesom ludu poświęcone.

W tym jej charakterze leży wybitny kontrast z organami państwa, tj. tej instytucji polityczno-społecznej, która porządku na monopolu i przywilejach opartego broniąc siłą i despotyzmem się utrzymując, świadomie wbrew interesom ludu działa. Komuna zaś występuje na tle dziejowym jako określona i całkiem nowa forma ludowo-politycznej organizacji.

Wbrew brutalnej sile i grabieży, z których państwo historycznie się utworzyło, wyłoniła się ona z długiej i ciężkiej walki ludu z jego ciemiężcami, oparła się więc całkiem na idei wolności i swobody i, jako wynik zwycięstwa proletariatu nad kastą burżuazji, stanęła przed wielkim zadaniem zorganizowania stosunków społecznych i wprowadzenia ich na taką drogę, na której człowiek-robotnik mógłby otrzymać zupełne ekonomiczne wyswobodzenie!

Żaden rząd rewolucyjny w ciągu dziejów nie stał nigdy na takim szczytnym oraz trudnym stanowisku!

Komuna zaczęła podążać w tym kierunku naprzód, lecz nie miała czasu dla wykończenia swego dzieła. Wierna idei swego pochodzenia, obca z natury swojej wszelkim tendencjom despotyzmu lub władzy, była ona sługą ludu, wykonawcą jego woli i żądań. Zwracając się do niego w pierwszej swojej proklamacji powiada: „ty jesteś panem swych losów, ty będziesz zaprowadzał instytucje, a my, słudzy twoi, będziemy spełniać nasz obowiązek”.

.

Jedna z barykad

.

Z duchem tej proklamacji ściśle była zgodna. Czyż mogła więc podobać się szajce zdrajców, krwawą łaźnię dla ludu przygotowujących? Jules Favre na zgromadzeniu w Wersalu wykrzykiwał: „Cały stan Paryża to kradzież, rabunek, morderstwo w doktrynę społeczną obleczone… niech wiedzą buntownicy, że jesteśmy w Wersalu jedynie dlatego, aby walczyć z nimi do ostatka”.

Komuna tymczasem prowadziła swe prace. Po ucieczce Thiersa i rozmaitych jego urzędników do Wersalu liczne instytucje tak państwowe, jak też i miejskie, pozostawione były w ogromnym nieładzie i nieporządku. Na rozkazy Thiersa rujnowano umyślnie biura, niszczono najważniejsze dokumenty i papiery, zabierano wreszcie pieniądze nie tylko z kas państwowych, ale i z miejskich nawet. Urząd pocztowy np., wymagający takiej regularności w stosunkach, był przez zbiegów pozostawiony bez kas, marek i pieczęci.

Członkowie komisji zostali więc obarczeni podwójną robotą: przyprowadzeniem do porządku wszystkich publicznych instytucji, a następnie kierownictwem spraw dotyczących wewnętrznego zarządu i zewnętrznej obrony.

Pomimo całego nawału spraw wywiązali się oni z wielu trudnych robót z wielką akuratnością. Najzaciętsi wrogowie Komuny, nie mówiąc już o jej historykach należących do socjalistycznego obozu, jednogłośnie uznali, iż robotnicy wykazali zdolności administracyjne, że działalnością swą dowiedli znajomości rzeczy, połączonej z energią i szczerym oddaniem się swym obowiązkom; niektóre instytucje, jak poczta, szpitale, biura kontrybucyjne, były nawet lepiej zarządzane przez robotników niż przez urzędników cesarstwa, pomimo ciężkich warunków, w jakich się Komuna znajdowała.

Przykra to była niespodzianka dla burżuazji, poczuwającej się do obowiązku kierowania „ciemnymi tłumami”, a nie podejrzewającej nawet, że „ciemne tłumy” mogą wydać z łona swego całe zgromadzenie, które śmiałością swych myśli, logiką swych społeczno-politycznych poglądów nie da się porównać z żadną obecną administracyjną lub prawodawczą instytucją panującej burżuazji. Fakty jednak świadczą o tym wymownie.

Przypatrzmy się postanowieniom tego zgromadzenia, czyli właściwie mówiąc, dekretom Komuny. One to malują poszczególne rysy, odrębne kształty całej budowy, stanowią, iż tak powiemy, szkic obrazu rozpoczętego, lecz nie wykończonego niestety.

Zrobiono wprawdzie niewiele, zdumiewać się jednak potrzeba, jeśli się zastanowimy, w jakich warunkach Komuna swe posiedzenia odbywała. W samym jej łonie było kilka odrębnych partii politycznych. Przez wrota ludu dostali się tam prawdziwi burżuje, którzy wrogo na Komunę patrzyli, uznając legalność rządu wersalskiego. Następnie w obozie rewolucyjnym były dwa różne odcienie. Krańcowi socjaliści-federaliści doprowadzający swe teorie do ostatecznych granic; ultracentraliści gotowi z dyktaturą w ręku przebojem iść naprzód: nie było równowagi i harmonii pomiędzy tymi dwoma elementami. Od pierwszych dni kwietnia przy tym Wersalczycy rozpoczęli bombardowanie Paryża – pod gradem kul i bomb nieprzyjacielskich załatwiła Komuna ważne sprawy dotyczące rozmaitych gałęzi życia kolosalnego miasta i rozstrzygnęła kwestie wielkiej politycznej i społecznej doniosłości.

Zniosła ona konskrypcję i armię stałą, stworzyła natomiast gwardię narodową – oddzieliła kościół od państwa, konfiskując majątki kościelne na rzecz dobra publicznego, i dwoma tymi aktami wchodzącymi w program radykalno-liberalnej partii wykazała szeroki zakres swych politycznych dążności. Znosząc armię niszczyła ona siłę państwa i uwolniła lud od podwójnie ciężkiego, bo płatnego pracą i krwią podatku; odłączając zaś Kościół od państwa wykreślała z zakresu wydatków bezsensowny budżet kościelny i niwelowała różnicę wyznań dziś prawie powszechną, stawiając kastę duchowną na równi z innymi obywatelami kraju. Następnie członkowie jej wnieśli projekt zniesienia wszelkich ograniczeń dotyczących wolności słowa, zebrań i stowarzyszeń i jeśli nie wszedł on w życie, to jedynie dla braku czasu, z powodu niedługiej egzystencji Komuny. Jednym słowem, dawała ona maksimum swobód politycznych – a dziś, gdy dziewięć lat od jej upadku upłynęło, wolność prasy i stowarzyszeń stanowi pia desideria krańcowych tylko radykałów i z pewnością nieprędko do urzeczywistnienia przyjdzie.

Również ważny, lecz z innego stanowiska – z punktu społecznej równości, był dekret dotyczący pensji dla wdów po zabitych gwardzistach narodowych. Dekret ten, przyjęty jednogłośnie, wyznaczył 600 franków żonie prawej lub nieprawej, równie też jak 365 franków dziecku uznanemu lub nie uznanemu, zabezpieczając mu w razie wczesnej śmierci matki wychowanie na rzecz gminy. Jednomyślność ta w zapatrywaniu się na kobietę jako na człowieka, wyłamanie jej spod wąskich formuł prawa i kościoła, postawienie na stopie swobodnego stosunku do mężczyzny świadczą, jak wysoko opinie robotników paryskich wzniosły się ponad opinią „cywilizowanych” społeczeństw europejskich, gdzie równość płci bodaj czy nie za zbrodnię państwową jest uważana. Obrońcom „rodziny i moralności”, stróżom „porządku społecznego” wypadałoby i od robotników czegoś się nauczyć. Ci panowie zapominają o tym, że pod czarną bluzą, w stroskanej od nędzy głowie bije myśl czysta i potężna!

Wspomnijmy pokrótce o innych, mniejszej wagi dekretach, jak dekrety dotyczące terminów wypłaty mieszkań, kontraktów handlowych etc., i przejdźmy do dekretów Komuny dotyczących ekonomicznej strony życia robotników, ich stosunków do pracodawców, ich pozycji jako klasy pracującej w społeczeństwie.

Dekrety te rysują jasno ekonomiczno-społeczne opinie członków Komuny, ich szczerą chęć polepszenia losu pracujących, ich dążności mające ostatecznie na celu zupełną emancypację pracy i zorganizowanie takowej na podstawach socjalizmu. Nie dorosły one wprawdzie do wielkości czystych zasad socjalizmu – niektóre z nich były też na ostrą wystawione krytykę. Jednak, gdy zwrócimy uwagę na to, że masy ludu paryskiego, pomimo to, iż wydały z łona swego Varlinów, Malonów, Theiszów etc., nie doszły jeszcze do logicznego pojmowania swych niezaprzeczalnych praw na wspólne posiadanie kapitałów, zasobów i wszelkich bogactw społecznych, to zrozumiemy, czym były dekrety i jakie myśli je dyktowały. Tak np. Komuna wyznaczyła z łona swego osobną komisję, zadaniem której było porozumieć się z przedstawicielami rozmaitych towarzystw, grup i stowarzyszeń robotniczych i przemysłowych z delegowanymi od Internacjonału, aby przedstawić statystykę pracy, produkcji i handlu, a następnie na zasadzie sprawozdań i wspólnie z tymi delegatami przygotowywać projekt dla ostatecznego zatwierdzenia przez Komunę. Zniosła następnie wszelkie kary w zakładach przemysłowych, na które pod najmniejszym pretekstem łakomi są kapitaliści. Wydała dekret, mocą którego zabroniona została nocna praca w piekarniach, z nałożeniem kar na właścicieli nie wykonujących go. Dekret ten, aczkolwiek wydany na żądanie pewnej części robotników w piekarniach, był jednak bardzo słabo wykonywany: robotnicy porozumiewali się ze swymi chlebodawcami i nie zaprzestawali pracy nocnej – właściwy charakter tego dekretu trzeba więc ocenić z tego punktu, iż był ustępstwem członków Komuny (widzących w nim środek paliatywny) na kilkakrotnie powtórzone żądania robotników.

Następnie wydała Komuna dekret, mocą którego wszelkie zakłady przemysłowe opuszczone przez swych właścicieli oddane zostały we wspólne posiadanie stowarzyszeniom robotniczym, w razie upomnienia się jednak dawni właściciele dostawali pewne wynagrodzenie, wyznaczone przez delegatów obu stron. Na koniec w imieniu Komuny wydany został manifest do robotników wiejskich, kończy się on tymi słowy: „Paryż chce ziemi dla rolnika, narzędzi dla robotnika… pracy dla wszystkich”.

Jakaż jest myśl podstawowa tych ostatnich dekretów? Czyż nie widać tu ze strony Komuny stopniowego dążenia do ideału socjalizmu? Czyż nie jasne jest, że miała ona na celu ostateczną emancypację pracy, chociaż wahała się cokolwiek, chociaż robiła pewne ustępstwa na rzecz kapitalistów uważając za słuszne np. wynagrodzić wywłaszczonych? O ile stanowcze było postępowanie jej w kwestiach polityki, o tyle powolne i niezdecydowane w kwestiach ekonomiczno-robotniczych. Spoglądała ciągle na lud, oczekiwała inicjatywy od niego dla rozcięcia gordyjskiego węzła „kapitału i pracy”.

A lud? Lud bił się walecznie, bo widział wrogów przed sobą, widział głęboką przepaść oddzielającą go od Wersalu i całej służalczej bandy Thiersa, nie rozumiał jednak dobrze, jakie przyczyny tę przepaść głęboką wyryły: nie był on przygotowany do nowego ustroju społecznego.

Pomimo to Komuna mając od niego władzę w swym ręku, będąc panem Paryża i rewolucji, powinna była zrobić krok stanowczy i zadekretować wywłaszczenie wszelkich posiadaczy i wyzyskiwaczy na rzecz ludu, a jeśliby lud pozostał i głuchy częściowo na krok podobny, to rewolucja w każdym razie pozostawiłaby swym potomkom tradycję prawdziwie radykalnej rewolucji społecznej.

Komuna jednak nie doszła do tego, wahała się, wstrzymywała się i nie stanęła u kresu.

20 kwietnia, a zatem w 18 dni po pierwszej rzezi na więźniach paryskich, w 18 dni po niecnym zamordowaniu Flourensa i Duvala przez Wersalczyków wydała ona deklarację do narodu francuskiego, w której powiada: „Paryż wolne miasto… żąda Republiki jako jedynej formy rządu zgodnej z prawami ludu… żąda autonomii absolutnej gminy (Commune) widząc w centralnej administracji tylko delegację sfederowanych gmin rozciągniętych na wszystkie miejscowości Francji”. „W imię swej własnej autonomii Paryż zastrzega sobie prawo do reform administracyjnych i ekonomicznych, jakich zażądają jego mieszkańcy, prawo wytworzenia instytucji zdolnych rozwinąć produkcję, zamianę i kredyt, wychowanie, upowszechnić władzę i własność”. To piękne, lecz w ten sposób zamykała się Komuna w ciasnych ramkach, zacieśniała rewolucję w granicach Paryża, sprowadzała rewolucję w chwilach najbardziej zaciętej i ostrej walki do jednego mianownika, do politycznej formy swobodnych gmin, która tylko przez rewolucję społeczną osiągniętą być może. Zresztą czyż Paryż pozostawiony sam sobie, nie poparty rewolucją na prowincji, wobec dwóch armii nieprzyjacielskich, pruskiej i wersalskiej, mógł się na swym stanowisku utrzymać? Czyż mógł on walkę otwartą, walkę dwóch wrogich klas społecznych o byt ekonomiczny sprowadzić do politycznego programu decentralizacji państwa, politycznej niezależności i wyzwolenia gminy? Stanowczo nie, chociaż żądania Komuny były aż nadto słuszne i realne.

Forma niezależnych i swobodnych połączonych gmin – to ideał politycznego ustroju, który jedynie może zabezpieczyć nietykalność politycznych praw jednostki, stawiając miast gniotącego jarzma despotyzmu i autorytetu wolę ludu i swobodny zarząd własnymi interesami. Ale to nie dosyć. „Ziemi dla rolnika, narzędzi dla robotnika, pracy dla wszystkich” – powiadała proklamacja do ludu wiejskiego, a na to niestety w praktyce mało zwrócono uwagi. Zajęto się przeważnie polityczną stroną programu socjalnego. Myślano o osłabieniu państwa, o zdobyciu autonomii gmin, widziano nawet w tym środek dla rewolucji socjalnej… zapomniano pod koniec o tym, że swobodny ustrój gmin to część tylko programu socjalnego, że oprócz państwa jest wróg silniejszy i niebezpieczniejszy zarazem – cała instytucja kapitału, samo państwo swymi sokami karmiąca, że na tę karmicielkę, jeśli nie z większą, to przynajmniej z równą siłą wypadało uderzyć. Sztandar walki ekonomicznej później chciano wystawić.

Thiers tymczasem aż nadto zrozumiał rewolucyjną rolę Paryża, widział on dobrze walkę proletariatu z monopolem i władzą, wiedział, że hasło rewolucji może się rozszerzyć po całej Francji, tym bardziej iż w większych miastach, Lyonie, Marsylii, Nîmes etc., pod sztandarem „Vive la Commune!” zaczął się lud burzyć, sięgając myślą i sercem ku Paryżowi – dlatego też żadnej pośredniej drogi nie przyjmował. W sposób zdradziecki odrzucił on pośrednictwo odrębnych jednostek i całych towarzystw republikańskich, które chciały rozlewu krwi uniknąć żądając przyznania praw Paryżowi. Thiers powtarzał zawsze jedno i to samo, że żąda republiki, że chce pozostawić samorząd miejski Paryżowi, że armia wersalska wejdzie do Paryża, że „w imię praw i przez prawa” porządek zaprowadzony będzie, i tylko zabójcy Clément Thomasa i Lecomte’a [Clement Thomas i Lecomte – dwaj generałowie, przez lud bez wiedzy Centralnego Komitetu i Komuny w dniu 18 marca zabici. Jeden za rozkaz strzelania do ludu w tymże samym dniu 18 marca, drugi pojmany przez starych gwardzistów 1848 r. Był to sąd ludu!] będą ukarani.

Jednocześnie już od 3 kwietnia Wersalczycy zaczęli rozstrzeliwać więźniów paryskich bez żadnego sądu, doraźnie, gwałtownie, po zwierzęcemu. Komuna odpowiedziała na to dekretem o zakładnikach, którzy już w ostatnich dniach maja w liczbie sześćdziesięciu zostali rozstrzelani – lokajskie dziennikarstwo całego świata do tej pory rzuca na nią błotem za krok podobny, niepomne dzikich orgii generałów wersalskich!

Waleczny lud paryski od rozpoczęcia czynnej walki przez Wersalczyków skazany był z góry na zemstę dziką, nie mające granic okrucieństwa.

Komuna bardzo mało na to zwróciła uwagi. Różni i różnych opinii historycy Komuny organizację zewnętrznej obrony za najsłabszą stronę jej działań uważają.

Usunięcie początkowe obrony na podrzędne stanowisko wobec armii pruskiej i wersalskiej, które w każdej chwili zapomnieć mogły o Metzu i Sedanie i wzajemnie podać sobie ręce dla zgaszenia ognia rewolucji, cały szereg początkowych błędów, jak bezrozumne oddanie w ręce nieprzyjaciela fortecy Mont-Valerien, dominującej nad całym Paryżem, jak szalony i lekkomyślny, aczkolwiek bohaterską śmiercią zakończony marsz Flourensa i Duvala na Wersal, wielki nieporządek w administracji wojennej, zatargi osób na czele wojny stojących: wszystko to osłabiło od razu siły potężnej, dwustutysięcznej armii ludowej, wniosło pewien rozstrój, osłabiło wiarę zbrojnego ludu we własne siły – niepowodzenie za niepowodzeniem, klęska za klęską, cóż mógł na koniec lud myśleć sam o sobie? Cóż mu pozostawało, jeśli nie zwątpienie? Dopiero pod koniec egzystencji Komuny wojna obronna przyjęła bardziej systematyczny charakter. Na jej czele powołani rodacy nasi Dąbrowski i Wróblewski, Włoch La Cecilia i inni przynieśli z sobą dyscyplinę, porządek i pewną systematyczność działań obronnych – lecz było już za późno. 21 maja Wersalczycy weszli do Paryża. W wigilię tryumfalnego ich wejścia, przy radosnych okrzykach ludu zwalona została kolumna Wendomska. Tym aktem protestującym przeciw wojennej sławie, po stosach trupów przebijającej się do galonów i orderów – Komuna i lud paryski przejęły zgrozą oburzenia szowinistów całego świata. Słowa przekleństwa rzucili na Komunę przyklaskując tryumfowi Wersalczyków – a tryumf ten zaiste pozostanie pamiętnym w dziejach: zwycięstwo swe zaznaczyli własną hańbą i krwią ludu. Wystawili na jaw wszystko, co może być najbrudniejszego i najdzikszego w tyranach: ślepą, dziką zemstę, zwierzęce okrucieństwo, pastwienie się nad bezbronnymi. Masakrowali wszystkich – różnicy nie było! Dzieci, starcy i kobiety upajali krwią swą i swym męczeństwem Gallifetów i Vinoy. Trzydzieści tysięcy ofiar w ciągu „krwawego tygodnia” poległo na ulicach Paryża. Lud i jego bohaterowie szli na śmierć z dumą i spokojem, wiedzieli bowiem, że umierają za ideę!

„Cywilizacja” wreszcie zapanowała nad barbarzyństwem” – „banda łotrów” ustąpiła miejsca „partii porządku”.

Tekst inkorporowano z portalu Lewicowo.pl, który zaprzestał już swojej działalności.

.

Komuna Paryska ( cz. 1 )

Zasadnicza myśl polityczna Komuny Paryskiej. ( cz. 1 )

Inne z sekcji 

Bohater getta – kawaler Virtuti Militari

. Lucjan Blit . „Wódz Naczelny nadał 18 lutego 1944 roku pośmiertnie srebrny Krzyż Virtuti Militari inż. Michałowi Klepfiszowi z Warszawy”. Ten krzyż nie zawiśnie na jego grobie. Grób ten pozostanie nieznany, jak prawie wszystkie groby żołnierzy wielkiej Armii Podziemnej w Kraju. Dziwnie, jak sława szła za młodym Michałem. A on sam był zaprzeczeniem wszelkiej za nią pogoni. […]

Biblioteka Lewicy: Uwagi o komunizmie

. „Przedświt” marzec 1919 Mieczysław Niedziałkowski .   Maurycy Barres powiedział, że socjaliści należą do ludzi bardzo konserwatywnych pod względem duchowym. W aforyzmie tym jest dużo prawdy, jeżeli idzie o kraje Europy Wschodniej. Rosyjska socjalna demokracja nie zdobyła się przez lat dwadzieścia swego istnienia na żadną myśl samodzielną, na żadną inicjatywę twórczą. Plechanow, Akselrod, Martow […]