Biblioteka Lewicy

Jak umierał [ Józef ] Dzięgielewski

.

Stefan Stamirowski

.

[ Na zdjęciu Józef Dzięgielewski ]

W dniu 19 listopada 1948 roku Rejonowy Sąd Wojskowy w Warszawie ogłosił wyrok w tzw. sprawie WRN. Był to właściwie proces wytoczony Polskiej Partii Socjalistycznej. Sześciu było oskarżonych, sześciu zostało skazanych: Kazimierz Pużak i Tadeusz Szturm de Sztrem na 10 lat więzienia, po zastosowaniu amnestii złagodzono im karę do połowy; Józef Dzięgielewski i Wiktor Krawczyk na 9 lat więzienia, po zastosowaniu amnestii złagodzono im karę do połowy; Ludwik Cohn i Feliks Misiorowski na 5 lat więzienia, na zasadzie amnestii kara została im całkowicie darowana. Wszystkim zaliczono okres tymczasowego aresztowania.

Józef Dzięgielewski, b. poseł na Sejm i jeden z czołowych działaczy i przywódców PPS z okresu walki z hitlerowską okupacją, znalazł się na czarnej liście komunistów od pierwszej chwili ich rządów. Aresztowany był po raz pierwszy w dniu 23 listopada 1946 roku w związku ze zbliżającymi się wyborami sejmowymi; zwolniono go z końcem grudnia tegoż roku. Po raz drugi aresztowany został w czerwcu 1947 roku w związku z wykryciem „kierowniczego centrum WRN”. W śledztwie trzymany był w więzieniu na Mokotowie na XI oddziale; był przesłuchiwany codziennie. Po wyroku siedział na oddziale III, tj. ogólnym, w celi 31, gdzie przebywali również Szturm de Sztrem i Krawczyk. W listopadzie 1949 roku wszyscy skazani w procesie WRN zostali przewiezieni do więzienia w Rawiczu. Dzięgielewski siedział na III oddziale, w pawilonie tzw. białym. W celi było 3-4 więźniów. Wiosną 1950 roku Dzięgielewski zaczął narzekać na kaszel, codziennie rano miał napady kaszlu. Ponieważ bardzo chciał utrzymać się przy zdrowiu, więc gimnastykował się w celi. W odniesieniu do skazanych w procesie WRN reżym więzienny był bardzo obostrzony, na prześwietlenie rentgenem trzeba było uzyskać specjalne pozwolenie. Stosunek władz więziennych do Dzięgielewskiego był taki, że sama przez się wytwarzała się opinia, jak gdyby Wydziałowi Zdrowia w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Poznaniu, któremu podlegało więzienie w Rawiczu – nie zależało na zdrowiu i życiu Dzięgielewskiego. Ten ostatni nie zgłaszał się więc do prześwietlenia, a zresztą sam nie zdawał sobie sprawy, jak groźny jest stan jego zdrowia; wydawało mu się, że to tylko grypa. Tu trzeba jednak zaznaczyć, że wprawdzie Dzięgielewski nie zgłaszał się do leczenia, ale stan jego był taki, że nie jego słowa, lecz wygląd mówił o nim.

W grudniu 1950 roku jako więzień przydzielony do szpitala więziennego towarzyszyłem lekarzowi Antoniemu Spyrce w obchodzie i wtedy to dr Spyrka stwierdził, że wygląd Dzięgielewskiego wskazuje na głębszą chorobę, trawiącą organizm. Dr Spyrka wystosował wówczas do doktora Durczewskiego, komendanta szpitala więziennego w Rawiczu, wniosek o prześwietlenie Dzięgielewskiego. Wniosek został w porozumieniu z naczelnikiem więzienia Kąkolem załatwiony pozytywnie i oddziałowy Kukawka zaprowadził Dzięgielewskiego na prześwietlenie. Prześwietlenie wykazało obustronną gruźlicę typu prosuwkowego. Było to tak: Do więzienia Dzięgielewski przybył zdrowy; w więzieniu przeziębił się i dostał zapalenia płuc; było ono konsekwencją wycieńczenia organizmu w ciężkim śledztwie i pobycie więziennym człowieka już niemłodego; na tym tle rozwinęła się gruźlica, która zaatakowała płuca, osłabione i wycieńczone zapaleniem.

Po prześwietleniu już nie posłano Dzięgielewskiego na oddział, lecz po skomunikowaniu się z naczelnikiem więzienia zatrzymano go w szpitalu, gdzie go położono na celi 19. Zastosowano środki doraźne, jakie były w dyspozycji na miejscu. Wniosek o przyznanie dla Dzięgielewskiego 25 g streptomycyny został załatwiony przez Wydział Zdrowia WUBP odmownie. Trzeba więc było streptomycynę dla Dzięgielewskiego przemycać poza wiedzą władz więziennych. W końcu 1951 roku stan Dzięgielewskiego był już bardzo poważny. Na żądanie lekarzy-więźniów naczelnik więzienia podpisał wniosek o przyznanie streptomycyny z opinią pozytywną i z uwagą, by załatwiono sprawę szybko. Jednakże streptomycyna została przysłana dopiero po upływie dwóch miesięcy, kiedy stan zdrowia Dzięgielewskiego był taki, że nie było już żadnych wątpliwości co do jego rychłej śmierci. W tym czasie Dzięgielewski był już niezwykle osłabiony, nie mógł o własnych siłach podnieść sie z łóżka. Stosowano do niego także PAS (kwas paraamonosalicylowy), jednakże to wszystko było spóźnione co najmniej o rok. Opinia lekarzy więziennych była zgodna, że Dzięgielewskiemu nic już pomóc nie może, ale że gdyby we właściwym czasie zastosowano środki będące w dyspozycji właściwie dla każdego więźnia, życie Dzięgielewskiego można było przedłużyć co najmniej o kilka lat.

Dzięgielewskiego zapamiętałem jako człowieka szlachetnego i niezwykle ambitnego, każdy zatarg przeżywał boleśnie, każda przykrość jaką mimo woli wyrządził innym była dla niego wstrząsem z chwilą, gdy ją sobie uświadomił. Cały jego skarb uczuciowy stanowił jedyny syn, pozbawiony matki: Gestapo poszukiwała Dzięgielewskiego, nie udało się jej go ująć, ujęła jednak jego żonę Elżbietę i zamordowała ją, nie wydobywszy z niej – mimo tortur – żadnej wiadomości o miejscu pobytu męża. Otóż listy od syna z Krzeszowic były jedynymi jaśniejszymi momentami w więziennej egzystencji Dzięgielewskiego.

Okres poprzedzający zwolnienie, ostatnie dwa tygodnie przed wyjściem z więzienia, wytworzył w nim trochę więcej siły: powodowany ambicją wobec rodziny chciał pokazać sie zdrowy. W dniu zwolnienia po 4 i pół latach pobytu w więzieniu, dzięki nadzwyczajnym wysiłkom psychicznym i fizycznym wstał sam z łóżka, ubrał się i w sposób wzruszający dziękował lekarzom i współwięźniom za pomoc i opiekę. Z wiezienia wyszedł krokiem chwiejnym, charakterystycznym dla ludzi słabych i chorych. Współwięźniowie prosili, aby Dzięgielewskiemu dać do pomocy sanitariusza czy jakąś inną eskortę, ale naczelnik więzienia wymówił się brakiem kompetencji. A przecież Dzięgielewski był po kilku krwotokach! W Warszawie pojechał do domu na Żoliborz taksówką, za którą zapłaciła rodzina. Nie miał sił nawet na to, by przywitać się z rodziną. Od razu położył się do łóżka, w którym przeleżał z otwartą gruźlicą około półtora miesiąca, po czym nastąpił zgon.

Inni skazani w procesie WRN żyją – z wyjątkiem Pużaka – i znajdują sie obecnie na wolności. Tadeusz Szturm de Sztrem chory był bardzo na serce i na reumatyzm; już w więzieniu na Mokotowie poszedł do szpitala, po przewiezieniu do Rawicza również leżał w szpitalu; z końcem 1950 roku został zwolniony przedterminowo, po przebyciu 3 i pół lat w więzieniu. Zamieszkuje obecnie w Warszawie. Wiktor Krawczyk odcierpiał całą karę, 4 i pół roku, ostatnio w obozie pracy w Potulicach koło Nakła, po czym powrócił do Częstochowy. Ludwik Cohn, zwolniony zaraz po wyroku, przebywa obecnie w Warszawie. Feliks Misiorowski, zwolniony natychmiast po wyroku, przebywa obecnie gdzieś pod Warszawą.

„Robotnik” nr 3 z 1947 roku.

Tekst inkorporowano z portalu Lewicowo.pl, który zaprzestał już działalności.

 

Inne z sekcji 

Tadeusz Boy-Żeleński. Nasi okupanci

. Jak niewiele się w Polsce zmieniło przez ostatnie prawie sto lat. Warto przeczytać, jakże wciąż niestety, aktualny felieton Boya. Zachęcamy do lektury. Redakcja . Tadeusz Boy-Żeleński. Nasi okupanci.   Termin użyty w tytule nasunął mi się, kiedy czytałem enuncjację ks. prymasa Hlonda. Istotnie, kiedy się czyta ten list w sprawie nowej ustawy małżeńskiej, przechodzący […]

Socjaliści w Legionach

. Jan Krzesławski ( Jan Cynarski ) . Legiony powstały wskutek zjednoczenia usiłowań dwóch obozów – socjalistycznego i narodowo-niepodległościowego [1] – stworzenia podstaw do sformowania siły wojskowej w celu wywalczenia niepodległości kraju. Usiłowania te były odrębne i wzajemnie od siebie niezależne. Zjednoczenie nastąpiło dopiero w obliczu wojny. Każdy bezstronny obserwator, interesujący się w latach 1911-1914 strzelcami, drużynami, związkami i innymi organizacjami […]